Forum po 30-tce Strona Główna po 30-tce
niezwykła strona niezwykłych użytkowników
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

..wanna see Hell?
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 11, 12, 13  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum po 30-tce Strona Główna -> Travel
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mati.
criatura na końcu czasu


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 8185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1207 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 11:22, 20 Kwi 2009    Temat postu:

..nieporozumienie spędzenia w tym miejscu aż trzech dni wyniknęło z faktu, że w tym czasie w Indiach odbywa się coroczny festiwal kolorów. Wiąże się to z tym, że Wszyscy po pierwsze piją, po drugie jeżdżą na bani po ulicach i odwiedzają kolejne domy kolejnych znajomych a po trzecie obrzucają się sproszkowanymi farbami lub polewają tymi w płynie. Wszyscy są utytłani od czubków głów aż po stopy. Kobiety świętują w swoim gronie i jest to raczej świętowanie spokojniejsze. Mężczyźni dają ostro czadu. ..i szaleństw nie ma końca. Niebezpieczeństwo podróżowania w tym dniu jest zrozumiałe, dlatego nasz kierowca zmodyfikował nieco plany.

..kupiliśmy piwo i wylegliśmy po śniadaniu na ulicę. Sanyaj ,nasz przewodnik poradził jednak, żebyśmy się nie oddalali, bo takie pijane towarzystwo potrafi być nieobliczalne. Zostaliśmy więc w okolicy hotelu i przyglądaliśmy się przejeżdżającym i dudniącym, głośnym pojazdom. Widok pięciu osób na motorze to normalka, podobnie jak załadowany po dach ludźmi samochód. Ale to, co zobaczyliśmy owego dnia po raz kolejny dowiodło, że moja wyobraźnia jest sztywna niczym żelbetonowa rurka.. Farby, którymi bawią się celebranci są ciężko zmywalne, dlatego przez kolejne dwa tygodnie widywaliśmy ludzie poubieranych w kolorowe-brudne fatałaszki. Przez kolejny tydzień balanga się nie kończyła. Kiedy usiedliśmy spokojnie przed wejściem do naszego hotelu podjechał wóz pełny nieco podchmielonych chłopyszków. Okazało się, że właściciel naszego hoteliku był jednym z ich znajomych, więc naturalnie balanga przeniosła się na dziedziniec. Przy dźwiękach bębnów odbywały się na naszych oczach jakieś ‘rytualne’ pląsy. Udało mi się fragment nakręcić moim genialnym aparacikiem, tak więc proszę bardzo:

[link widoczny dla zalogowanych]

..Towarzystwo pokręciło się i pojechało dalej, a my zostaliśmy. Co było robić w tej wymarłej nagle okolicy? Może Piwo? Może wszystko naraz. W tym właśnie miejscu skończyłam wreszcie książkę na którą do tej pory nie miałam czasu.

Okrutnie jest nudzić się. Nuda oznacza dla mnie brak przyjemności z powodu nic-nierobienia. Czasami można nic nie robić i relaksować się bez poczucia straty czasu i wyrzutów sumienia, z powodu marnotrawstwa. Tkwi w nas jakieś przeświadczenie, że życie jest krótkie, że czas przelewa się przez palce, że go tracimy na pierdoły.. Jak to się zwykło mawiać, niestety „czas to pieniądz’ a, że u nas ‘pieniądz’ okazuje się być wartością bezspornie dominującą, to wszystko musi chodzić jak w zegarku. Zegarki indyjskie chodzą zdecydowanie wolniej. W Indiach pojęcie czasu i jego marnotrawstwo mają inny wymiar. Tam się po prostu spędza czas swobodnie, bez presji, bez pośpiechu.. Klient zawsze poczeka. A skoro już do niego przyszedł to niech dostosuje się do jego zasad. Stąd to bezstresowe sypianie w ciągu dnia gdzie bądź, stąd takie snucie się, stąd spędzanie dużo czasu w świątyniach na modłach.. Czas indyjski to inna jednostka. ‘Dziesięć minut’ to tylko slogan, hasło, którego istoty nie rozumie ten Hindus, który je wypowiada. ‘Dziesięć minut’ to po prostu inne znaczenie określenia ‘kiedyś tam’.. I w tym momencie można dostrzec jak ważne dla naszego poczucia bezpieczeństwa jest jasne i precyzyjne identyfikowanie i określanie rzeczywistości. Jesteśmy niewolnikami czasu. Musimy się określać względem konkretnych punktów odniesienia, żeby czuć stabilność. W Indiach tego nie ma.. W Indiach czas płynie, ale ludzie nie określają się nigdy na sto procent. Spóźniające się autobusy i pociągi, codzienny letarg, długi czas oczekiwania w knajpach na proste potrawy, kolejki przy kasach biletowych, bo kasjerzy albo załatwiają wszystkie inne sprawy prowadząc przy tym obszerne dyskusje ze współpracownikami, albo nie działa system komputerowy i tak na dobrą sprawę nikt nie wie kiedy zadziała. Wygląda na to, że nikt nic w tej sprawie nie robi. Tzn,. robi: Czeka. Potrafiliśmy wtopić się w ten tryb. Podróżując lubię poznawać, lubię czuć, że doświadczam i że w jakiś sposób się wzbogacam, dlatego krążę ‘po okolicy’. W Indiach leżenie na łóżku i oglądanie TV w ciągu dnia nie stanowiło problemu. Ale cos jednak robiłam. Zawsze nie robiąc nic robimy coś. Siedzimy przed Tv, komputerem, przy lampce wina na fotelu, słuchając muzyki.. Mamy inne znaczenie pojęcia ‘nic-nierobienia’.. Hindusi opanowali ogromny dar po prostu siedzenia, godzinami. Szliśmy mijając ich po lewej, siedzących na chodnikach i patrzących gdzieś, zwiedzaliśmy coś, jedliśmy gdzieś, kupowaliśmy coś i mijaliśmy ich po kilku godzinach, siedzących w tym samym miejscu, ale trzy godziny później. I choć czas nie ma tak naprawdę znaczenia, to jednak właśnie z czasem dostrzegam więcej dobrych rzeczy w tym bądź co bądź ponurym kraju. Słabsze momenty ulatują gdzieś a zostają we mnie dobre emocje. Rozumiem już tych, którzy chcą tam wracać. Tam można po prostu być. Nic więcej nie ma znaczenia. A tylko ‘być’ trzeba się nauczyć..

..tam nie liczą się ‘konwenanse’.. nie trzeba się buntować przeciwko niczemu, bo nie ma tych elementów przeciwko którym zwyczajowo my się buntujemy.. zresztą jakikolwiek bunt mija się całkowicie z celem..
Byłam wkurzona i zniechęcona..




..zapaliłam papierosa..

Pierwszy całkowicie świadomy pet od dziesięciu lat.. Z tych cholernych nudów!!!.. nawet się nie zaciągałam.. Paskudny, gorzki posmak rozpłynął się w ustach. Miałam wrażenie, że dym posiadł całe moje ciało i wszystko nim teraz dycha.. Przy tym wszystkim ogromny skwar.. Co tu robić… co tu robić… Weszłam na górę, postałam chwilę przy otwartej, wielkiej wnęce na korytarzu, zajrzałam na wyższe piętro.. Pusto, tylko zacieki tu i ówdzie i gruchające gołębie, które zamieszkały razem z gośćmi hotelowymi.. Zeszłam na dół, do ogrodu, nad basen.. Usiadłam na leżaku i zanurzyłam nogi w zimnej wodzie.. ‘Uffff… nie wytrzymam tutaj dłużej.. nie wytrzymam…’ pomyślałam..



Następnego dnia leżałam do późna w łóżku zmuszając się do spania.. Chciałam, żeby czas minął mi szybciej.. Nienawidzę tego trzeciego dnia w Ranthanbhore.. nienawidzę.. bo pokazał mi, że mimo ogromnych chęci uspokojenia się i wyluzowania nie potrafię i nie chcę tracić cennego czasu.. Dawno tak się nie wynudziłam, dlatego też tego dnia poszliśmy spać wyjątkowo wcześnie..
..O godzinie 9 rano jechaliśmy do Agry.. Podróż zapowiadała się długa i musieliśmy zdążyć dojechać do Taj Mahal, bo następnego dnia był zamknięty, a za dwa dni mieliśmy poranny pociąg.. Musieliśmy zebrać się do kupy..W końcu jeden dzień stracony to nic wielkiego..


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mii
Lilla My


Dołączył: 03 Paź 2006
Posty: 10858
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1025 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: sama nie wiem skad

PostWysłany: Pon 12:08, 20 Kwi 2009    Temat postu:

Matka...czytam "Cię" od początku topicka...jestem pod wrażeniem...piszesz jak Pawlikowska

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mati.
criatura na końcu czasu


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 8185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1207 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 12:15, 20 Kwi 2009    Temat postu:

..dzięki Mii.. i dziękuję wszystkim, którzy na topiku albo w komentarzach napisali, że czują lub widzą to, co opisuję.. to największe wyróżnienie..

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
szb
maszynista z Melbourne


Dołączył: 05 Lip 2006
Posty: 4496
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1206 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 13:10, 20 Kwi 2009    Temat postu:



to ... jest .... to


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mati.
criatura na końcu czasu


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 8185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1207 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 13:22, 20 Kwi 2009    Temat postu:

..to.. jest... mocno wk...wiona mateczka.. oops

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
szb
maszynista z Melbourne


Dołączył: 05 Lip 2006
Posty: 4496
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1206 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 13:39, 20 Kwi 2009    Temat postu:

...mateczka... napisał:
..to.. jest... mocno wk...wiona mateczka.. oops


ale ... ale .. ale .... ja o całości

(to że wkurzona to ... kogo to? )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mati.
criatura na końcu czasu


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 8185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1207 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 14:04, 20 Kwi 2009    Temat postu:

..a Ty nie bądź taki cwany.. Anxious

skoro ktoś tu zagląda to każdy komentarz jest na wagę złota.. tylko ignorant nie interesuje się szczegółami.. Blue_Light_Colorz_PDT_02


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poldek
googletyczny autopostowicz


Dołączył: 27 Sie 2005
Posty: 15624
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1119 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pon 15:39, 20 Kwi 2009    Temat postu:

...mateczka... napisał:
..to.. jest... mocno wk...wiona mateczka.. oops

ja tam widze tylko cień wielkiej góry


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
wawi
zerkający zza parkanu


Dołączył: 24 Cze 2006
Posty: 1219
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 62 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: okolice cyberiady...

PostWysłany: Wto 12:10, 21 Kwi 2009    Temat postu:

w sumie liznęłaś troszkę Indii
hindusom nie mówi się zdecydowanie-nie.. mówi się- nie dzisiaj.. to pozwala im mieć nadzieję, że może jutro.. jutro pozwolisz im sie oskubac, zrobią z Tobą interes,zarobią.. bo oni mają czas- jesli nawet nie w tym życiu, to w nastepnym.. dlatego czas tam płynie inaczej.. dlatego im sie nigdzie nie spieszy.. taka karma..
dzięki za zdjęcia i barwne opisy masz talent
chowasz jeszcze coś w zanadrzu??


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mati.
criatura na końcu czasu


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 8185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1207 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 21:45, 21 Kwi 2009    Temat postu:

witaj Wawi..
..opanowałam 'maybe tomorow, maybe later' do perfekcji.. i faktycznie, masz 100% racji w tym co mówisz.. Oni sami mówią 'maybe later'.. sami karmią się tą nadzieją..
'yes, yes, maybe later' odpowiadaliśmy..

Z tego Ranthanbhore dawaliśmy dyla, że tylko się kurzyło.. Wyrwaliśmy o 9 rano..

Przed nami było jakieś 300 kilometrów.. Podróż niewiele różniła się od poprzednich i przebiegała w milczeniu. Wystawiłam głowę przez szybę Ambasadora.. Gorące powietrze smagało mnie po twarzy. Było tak, jak lubię.. Kurz unosił się znad drogi, jakiś wielbłąd jechał pod prąd..



szukałam oznak życia w tym sennym krajobrazie a jedyne jakie mi się ukazywały to marne krzaczki pośród fal złocistego piasku.. gdzie niegdzie wyrastały ni z tego ni z owego chatki.. miejsca bardziej lub mniej zaludnione.. i znowu widoki namiotów i słomianych budynków.. wszędzie ludzie. Gdzieś na drodze dzieci wyległy ze szkoły. Wszystkie ubrane jednakowo. Białe koszule, granatowe krawaty i takież spodnie u chłopców lub spódniczki u dziewczynek. Spodobało mi się to.. Te dzieci w równym stopniu mają niewiele i patrząc na siebie czują wspólnotę..



Był i fryzjer



Na wsi pracują z rodziną w polu, rzucają kamykami do celu, siedzą i rozmawiają.. Nie mają komputerów, gier, bajek w telewizji.. może mają piłkę, może lalkę.. rywalizują chyba tylko na ulicy w walce o cokolwiek, co dadzą im inni ludzie, turyści.. Tyle, że wtedy ta rywalizacja pokazuje prawdziwe oblicze natury. Większy rządzi, większy ma lepiej, większy zabiera mniejszemu, siłą.. Wystarczy iskra..
Jechaliśmy tak nie mówiąc nic. To był ten moment, osobisty, prywatny.. czasami nie wiedziałam o czym myśleć, bo wszystko co przychodziło mi do głowy wymagało dyskusji.. a na to nie miałam ochoty.. Oparłam głowę o ramię ‘alfa’, zamknęłam oczy.. ‘Co ja właściwie czuję w tym kraju?’, ‘i czy aby nie zmuszam się do zachwytu?’ .. ‘zachwytu???!!!’ ‘ale czym tu się zachwycać?’.. no dobra, obiektywnie.. ‘są palmy, jest gorąco, codziennie świeci słońce a jak nie świeci to i tak nic nie szkodzi, jedzenie wyborne, zabytki np…, niezłe są takie krzako-drzewa ukwiecone wściekle różowo.. zapachy i kiczowatość w świątyniach.. zielone papużki latające nad naszymi głowami też są fajne i małpy na ulicach.. i to, że można wielbłąda i słonia zobaczyć w mieście i nawet się nim przejechać..i barw miliony.. ceny też są fajne.. i skończyły mi się pomysły.. Zdecydowanie ‘niefajne’ są śmieci na ulicach, wszechobecny smród, ludzie żabrzący, oszuści w sklepach, subiektywne postrzeganie znaków drogowych, sklepy takie, że strach do nich wejść, żeby po drodze w coś nie wdepnąć, albo się do czegoś nie przykleić.. względnie, żeby nie zostać ‘napadniętym’ przez gorliwych handlowców.. zagrać w tenisa? A co to tenis – zapyta Hindus.. w krykieta i owszem.. Chłopcy grają nawet na dachach domów.. zimna woda też całkiem fajna nie jest i karaluchy w hotelach.. i fakt, że na sałatkę trzeba czekać godzinę.. Nie wiem jak odnieść się do ludzi załatwiających się pod siebie.. Nie przyzwyczajona jestem do takich widoków.. choć było na co popatrzeć czasami..
..no i ograbiłam Indie z tożsamości.. Gdyby nic mnie nie zaskoczyło w tym kraju musiałabym skazać wycieczkę na straty.. Indie to właśnie wszystko to, co określiłam mianem ‘niefajne’.. Oczekiwałam ciosu, ale nie całkiem takiego..ale gdybym nie nauczyła się uważać, że to ‘niefajne’ wcale takie niefajne nie jest, co więcej, że to właśnie jest powodem mojej tu obecności czyli musi być fajne.. o czym dowiedziałam się co prawda na miejscu, ale przynajmniej nie musiałam wybierać pomiędzy tym co tam faktycznie jest a czego oczekuję ja..
Jadę do tej Agry i wiążę z tym miastem wielkie nadzieje.. Może tu odnajdę choć namiastkę ‘normalności’.. może siódmy cud świata mnie natchnie..
Wjeżdżamy.. w zasadzie wpadamy w dziurawą uliczkę na peryferiach Agry.. Przedzieramy się przez tłum ludzi i zwierząt. Istne pandemonium. Nie wiem czy istnieje choć cień szansy, żeby Wszyscy, którzy nie otworzyli bram piekła wyobrazili sobie jak te drzwi wyglądają.. To jak zderzyć się z ciężarówką.. Całe trzy setki jechaliśmy przez ‘pustynię’ i nagle wpadliśmy w pole slumsów.. takich slumsów, że włos mi się zjeżył na głowie kiedy pomyślałam o tym, że tu żyją ludzie..



Gorzej niż w więzieniu.. Zdawało się, że na metr kwadratowy przypada pięć osób.. Wkoło działo się tak dużo.. że teraz mi żal tych niespisanych chwil, bo obawiam się, że gro z nich uleciało.. Ogólne wrażenie jest takie, jakbym znalazła się w mrowisku, w którym jest nieco więcej ról.. Jechaliśmy przedzierając się przez tłum ludzi, ryksz, motoriksz.. ktoś zaparkował na środku ulicy i ładował dziesiątki ludzi do busa, na busa..



w razie czego pod busem też znalazłoby się miejsce.. Kiedy przedarliśmy się przez ten korek naszym oczom ukazał się kolejny.. stado owiec zatkało przejazd. I co? Nic.. całkowity luz..



Nikt nic nie mówił, ja się śmiałam, jak zresztą przez większość czasu.. to taka reakcja na własną, totalną niemoc i brak poczucia siebie w tym wszystkim.. Jadąc tym samochodem czułam się odgrodzona od tego, co mnie otaczało.. obserwowałam.. za dużo tych bodźców.. Gdybym miała wszystkie przyjmować mój mózg wybuchłby jak zepsuty gwizdek czajnika.. Wiedziałam jak jest na ulicy, między ludźmi a mimo to poddałam się.. Nawet nie chciałam wyobrażać sobie spaceru w tym momencie po tej uliczce, już samo jej oglądanie było męczące..

Po prawej na dachu stały jakieś kobiety.. babskie party. Bezpieczna pora i z dala od mężczyzn..



Tymczasem staliśmy i czekaliśmy aż owce sobie pójdą. ‘Agra. City of Love’.. powiedział Sanjay.. Uhm.. no i dopadło mnie znowu… Miłość i te sprawy.. i myśląc o niej patrzyłam przez okno.. Może znajdę ja w Taj Mahal..?
Wjechaliśmy do miasta i skręciliśmy w boczną uliczkę prowadzącą opłotkami do naszego hotelu.. Nareszcie..





Jest i wanna!!! Wiedziałam, że się w niej nie wykapię.. co więcej otwierała się przede mną wizja mycia w klapkach.. Ale ‘wanna’ – to brzmi dumnie.. Pokój był nieduży, ale czysty i wygodny.. Była lodówka pod telewizorem i wiatrak pod sufitem.. Było lustro przed którym mogłam sobie stać.. Mieliśmy połowę całkiem sporego balkonu do dyspozycji z widokiem na ‘morze’..



na którym po powrocie z Taj zawisły wyprane majtki, skarpetki i koszulki.. Nie było jednak sposobu na komary, które gdy tylko wyczuły słodką, europejską krew rzuciły się do ataku, zajadle kąsając.. Jak mogłam zapomnieć ‘off’a’.. Pozostało tanie whisky.. i komary nagle przestały być problemem.. W Agrze siedzieliśmy dwa dni, spacerując od miejsca do miejsca.. Tego dnia zobaczyliśmy Taj Mahal, krótko po przyjeździe i jego czar wspominaliśmy na ciemnym, pozbawionym prądu balkonie delektując się widokiem obdrapanych murów budujących się od stu lat domów stojących naprzeciwko.. Doskonałym rozwiązaniem okazała się świeczka, którą zabrałam z domu.. Z lubością oglądałam, w jej świetle, pijące moją krew komary, które na skutek napięcia mięśni nie mogły uwolnić się od życiodajnego źródła i padały z dziobem zanurzonym w jego nurcie.. Co za wieczór.. .. Prądu nie było z godzinę, upiłam się w pół i tyle było z tego zamieszania.. a następnego dnia rano wybraliśmy się piechotą do Czerwonego Fortu. Z tego dnia pamiętam śniadanie, które jedliśmy przy jednym i jedynym stoliku hotelowej restauracji z dwoma Niemcami, błąkanie się po Forcie, gdzie również spotkaliśmy owych Niemców, sesję zdjęciową z Hidusami, dłuuuugi spacer powrotny do hotelu a na nim: jawną korupcje na ulicy, czarną dupę Hindusa i kolejny wieczór na balkonie.. Swoją drogą Fort jest super!..











Jedna jego część ciągle zamieszkuje wojsko.. druga oddana jest na cele turystyczno-poznawcze.. Fort jest labiryntem korytarzy, korytarzyków i schodów prowadzących na dziedzińce ozdobione kolorowymi ogrodami.. To, co mnie jednak urzekło to widok z Fortu na Taj Mahal..



Pominąwszy ściek, który zaistniał w fosie bastionu reszta była idealna.. Stoję w bezpiecznym miejscu a przede mną rozpościera się piękny, ogromny budynek.. symbol ogromnej miłości, tuz obok niego płynie rzeka.. Wiem, że po drugiej jej stronie miał powstać drugi Taj, czarny.. (o tym już pisałam..nie szkodzi) . Wyobrażam sobie jakby wyglądał ten krajobraz z tym drugim..lustrzanym odbiciem białego.. Słońce świeci mi w oczy.. i znowu się marszczę. Okulary to mało.. Usiedliśmy na murku, gdzieś na dziedzińcu.. Przyglądam się zwiedzającym.. Japończycy.. może Chińczycy, uhm.. Hindusi, którzy z tego całego muzeum zapamiętają chyba głównie nas..
Zdjęcie? Ależ bardzo proszę.. po setce świat staje się piękniejszy i poziom tolerancji zdecydowanie wzrasta.. jeszcze jedno? Aaa.. w innej konfiguracji.. oczywiście.. to może ja się uśmiechnę? .. mogę posmyrać Twojego.. uhm.. kolegę po głowie? A to może tak five rupii..? .. Gadam tak do siebie w czasie, kiedy kolejne osoby ustawiają się między nami i pstrykają fotki.. Dziesięć metrów dalej Niemcy z naszego hotelu (wyglądali raczej na mocno zchiloutowanych.. jeden z irokezem, drugi z niemieckim wąsem, ale nie wierzę, żeby był na serio) również poddają się bez gadania zabiegom .. Hindusów. ‘Next!’ zawołałam rozbawiona..

Wyszliśmy z Fortu i skierowaliśmy się do hotelu. Postanowiliśmy po drodze zjeść coś w knajpce polecanej przez nasz przewodnik i jak zwykle nie zawiedliśmy się. Danie było pyszne. Posiedzieliśmy chwilę dyskutując na temat wyższości brudnego kibla indyjskiego ponad równie brudny polski. Co więcej, jest wyższość! Mianowicie.. indyjski kibel to dziura i przestrzeń.. polski to kontakt z deską.. Nie siadam na naszych deskach a co dopiero na indyjskiej.. ale taka dziura i odpowiednie miejsce na nogi to zdecydowanie higieniczny temat.. przez moment można poczuć się jak skoczek narciarski.. z bananem tez można sobie poradzić.. Wyszliśmy z knajpy i w drogę.. Szliśmy długo.. Mapka narysowana na odwrocie wizytówki hotelowej nie była ani precyzyjna ani wyskalowana, dlatego w pewnym momencie musieliśmy zapytać kogoś o drogę.. Traf chciał, że na naszym szlaku pojawili się policjanci, którzy ‘trzepali’ sprzedających na lewo wózkarzy.. Stanęłam przed jednym z nich, zapytałam.. ten poszedł do kolejnego a tamten do następnego i tak odpowiedź o drogę uzyskałam od trzeciego z rzędu, który notabene znalazł się w dobrym miejscu i czasie, bo na gest ‘powitania’, którego nadawcą był jeden ze sklepikarzy, odpowiedział otwarta dłonią.. Hindus szybko napełnij rękę policjanta, a ten patrząc na mnie pokazał coś nieudolnie skorumpowaną grabą.. Goła dupa Hindusa nie stanowi zagadnienia, ale zdecydowanie jest źródłem wstrząsu..
..Trafiliśmy do hotelu.. cali, zdrowi i wykończeni.. te dwa drzewa były wbudowane w ulicę.. a w zasadzie nie.. to ulica obudowywała te dwa drzewa..



następnego dnia przed wyjazdem zajrzeliśmy na pocztę…



Post został pochwalony 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
STALKER
drzewo morelowe


Dołączył: 30 Lip 2008
Posty: 4098
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 346 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 22:32, 21 Kwi 2009    Temat postu:

W 1629 roku , po porodzie ( czternastego już dziecka ) , umarła Mumtaz Machał
Tuż przed śmiercią napisała taki wiersz do męża .

Czas rozłąki nastąpił,
Do Allacha odchodzę na wieki ,
Zaczarowana pięknem mego ukochanego ...
I krwią ja płaczę ,
Bo nie dano mi go zobaczyć już nigdy

( Moje kulawe tłumaczenie ....tłumaczenia )

Budowano go chyba 16 lat
Shach Dzachał chciał aby był wybudowany symetrycznie identyczny grobowiec w kolorze czarnym , oddzielony tylko basenem od białego swojej małżonki .
Basen wybudowano ale grobowiec już nie.
Szkoda , było by to niesamowity pomnik wielkiej miłości dwóch ludzi.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez STALKER dnia Wto 22:42, 21 Kwi 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mati.
criatura na końcu czasu


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 8185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1207 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 22:34, 21 Kwi 2009    Temat postu:

..zastanawiam sie jednak nad takim pomnikiem.. czy był faktycznie pomnikiem miłości, jak wierzyć chcemy.. czy jednak pomnikiem próżności i okrucieństwa..?

nie sądziłam, że byli muzułmanami..?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mati. dnia Wto 22:35, 21 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
STALKER
drzewo morelowe


Dołączył: 30 Lip 2008
Posty: 4098
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 346 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 22:41, 21 Kwi 2009    Temat postu:

Pomnikiem okrucieństwa raczej była piramida z ludzkich czaszek którą kazał "wybudować" Czingiz Khan

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mati.
criatura na końcu czasu


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 8185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1207 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 22:46, 21 Kwi 2009    Temat postu:

..no wiesz.. łatwo budować kosmiczne pomniki rękami i życiem innych z pieniędzy podatników..
ten możny miał po prostu pomysł.. a co z realizacją tego pomysłu?
Bardzo szczytny cel, cudowna idea, piękna myśl.. idealista swoich czasów..
a piramide z czaszek można porównać do Taj Mahal.. obydwa zbudowane z powodu namiętności, utraty zdrowego rozsądku i pragnienia wieczności..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
STALKER
drzewo morelowe


Dołączył: 30 Lip 2008
Posty: 4098
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 346 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 22:56, 21 Kwi 2009    Temat postu:

Nie porównuję , tylko moim zdaniem to nie jest pomnik okrucieństwa
Owszem nie była to budowa zgodna w przepisami BHP , ale takie byli czasy i obyczaje
Przecież zamiast budować ten mauzoleum Miłości , mógł by ruszyć na wojnę ( lub wybudować dla siebie super ładny i ekskluzywny harem )
Zostawił po sobie coś, co pokazało że rzeczywiście kochał tą kobietę , bo inaczej nie zrobił by takiego czynu i tak pięknej budowy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mati.
criatura na końcu czasu


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 8185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1207 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 23:13, 21 Kwi 2009    Temat postu:

.. nie umniejszam wartości tego pominika.. to z całą pewnością piękna budowla.. człowiek ten zostawił po sobie cudowną legendę.. rozczarowało mnie co innego.. mianowicie mój odbiór.. Oglądałam Taj jak kolejny zabytek.. a to nie jest zwykły zabytek.. to coś więcej.. i najbardziej żal mi tego, że nie mogę poczuć choć namiastki tego, co czuł ów cesarz, kiedy wydał rozkaz wybudowania go..
Widzisz.. tak to jest, kiedy ideały i wyobrażenia o nich przysłaniają Ci realistyczny ich obraz.. jak z seksem.. Seks z miłości jest doznaniem nieopisywalnym, bo zwyczajnie brakuje słów na jego opis.. ale kiedy słuchasz o nim lub oglądsz seks innych jest on.. po prostu seksem i nawet jeżeli Cię podnieca nie czujesz tego co ci, którzy się kochają..
(pardon za takie porównanie, ale to są jedyne emocje, które mogę jakkolwiek przyrównać do emocji, jakie miałam w Indiach... jednym słowem: wszystko albo nic)


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
STALKER
drzewo morelowe


Dołączył: 30 Lip 2008
Posty: 4098
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 346 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 23:27, 21 Kwi 2009    Temat postu:

Myślę że wierzył że ich dusze będą tam spoczywali ( nie wiem jak w tym czasie było to uznawane ) , i chciał aby Ona spoczywała pięknym miejscu jaki dla niej zbudował
Przeczytałem teraz że na bramie wejściowej napisał cytat z Koranu " Wejdź w mój Raj" , ale w farci Raj i Ogród jest pisane tak samo , wiec myślę że jego pragnieniem było aby ich dusze byli w takim pięknym ogrodzie .
Jak ktoś kocha Prawdziwą Miłością , to dla tej drogiej osoby chcę dać wszystko co najpiękniejsze, bez względu na koszty materialne i ludzkie ( w jego wypadu ) , nawet dla nieżyjącej.
Mam nadzieję że kiedyś poczujesz i zrozumiesz jego prawdziwy cel .


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez STALKER dnia Wto 23:34, 21 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mati.
criatura na końcu czasu


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 8185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1207 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 9:31, 22 Kwi 2009    Temat postu:

STALKER napisał:
Prawdziwą Miłością , to dla tej drogiej osoby chcę dać wszystko co najpiękniejsze, bez względu na koszty materialne i ludzkie ( w jego wypadu ) , nawet dla nieżyjącej.
Mam nadzieję że kiedyś poczujesz i zrozumiesz jego prawdziwy cel .


zdaję sobie sprawę z tego co można zrobić z miłości.. Ideały są kapitalne, bo realne..
..mówi się, że miłość zaślepia, pozbawia ludzi zdrowych zmysłów.. On nie chciał się z Nią połączyć w Taj, On zapragnął zbudować sobie drugi.. I dlatego wylądował w więzieniu, bo w opinii innych chyba nieco przegiął jednak.. choć nie mam najmniejszych wątpliwości co do bajkowej idei, jaka przyświecała temu całemu zamieszaniu.. Jednak łatwo snuć wizje i na ideały można pozwolić sobie, kiedy ma się nieograniczone środki i poczucie bezpieczeństwa.. Nie jestem jednak pewna czy mamy prawo poświęcać innych dla naszych własnych namiętności..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
agniecha
pół żartem / pół serio


Dołączył: 06 Mar 2007
Posty: 14556
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1225 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 12:01, 22 Kwi 2009    Temat postu:

wszysto cudnie tylko cholera..nie nadążam .. jestem jeszcze dwie strony w plecy ... Not talking

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mati.
criatura na końcu czasu


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 8185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1207 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 17:10, 23 Kwi 2009    Temat postu:

..Aguśka.. dałam Ci chwile na nadrobienie zaległości.. Blue_Light_Colorz_PDT_02

..rano wsadziliśmy tyłki do motorikszy i pojechaliśmy na dworzec.. pociągiem do Jahnsi, potem autobusem do Kahjuraho, stamtąd do Satny i dalej pociągiem do Varanasi..

Tymczasem taksówka podjechała pod drzwi lotniska.. Wysiedliśmy, zwinęliśmy bagaże o weszliśmy do środka.. łoooooo!!! Jak tu czysto.. aż się wystraszyłam.. Był nawet Subway w środku.. Odprawiliśmy się szybko i zalegliśmy w poczekalni.. Za oknem panował jeszcze półmrok a dodatkowo widok był beznadziejnie ograniczony białą jak mleko mgłą.. Oparłam się na krześle i znowu zamknęłam oczy…

..zbawienny wpływ miało na mnie te pięć dni spędzonych w Bodhgai.. Ostatnie miejsce w podróży..
Nareszcie mogliśmy przestać zastanawiać się, co jeszcze może nas spotkać. Małe miasteczko nad rzeką.. obok wioska.. Zarezerwowaliśmy sobie hotel Embassy do którego dotarliśmy po zmroku. Nie ukrywam, że choć nauczyłam się nie miewać wymagań w stosunku do miejsc i ludzi to ten hotel znowu spowodował we mnie poczucie ohydy. Od wejścia dostrzegłam brud i poczułam zdecydowaną nieświeżość.. Nie chcieliśmy jednak krążyć po okolicy w tej ciemnicy, więc po krótkich negocjacjach zameldowaliśmy się w pokoju. Wejście było okrutne. Drzwi z dziurą w miejscu gdzie kiedyś był judasz, którą zakleiłam plastrem opatrunkowym. Niedziałający TV, zagrzybiona klimatyzacja.. Weszłam do łazienki. Po umywalce spokojnie spacerowały mrówki a z framugi drzwi wyległ spory karaluch.. Została nam resztka śmiercionośnego aerozolu, tak więc opryskałam cały pokój i zmusiłam się do wiary, że to wszystko załatwi. O jakże się myliłam.. Pragnęłam wejść pod ciepły prysznic i zmyć z siebie smród pociągu. Nie dane mi jednak było, bo kiedy odkręciłam kurki ze słuchawki nie spadła nawet kropla wody.. marzeniem zatem stała się kąpiel choćby w zimnej wodzie.. Pokój był mały i zasadniczo brzydki. Widok z okna był przygnębiający i na odsłonięcie firanek nie było szansy. Restauracja hotelowa była zamknięta i całe szczęście, bo jak się potem okazało karaluchy to nie jedyny przejaw nieczystości wkoło. Wielki szczur, który wyszedł z kanału klimatyzacji spowodował, że dawaliśmy stamtąd dubla aż iskry szły. Następnego dnia krążąc po okolicy znaleźliśmy inny pokój w innym miejscu. Był to guest house, więc zasadniczo nie posiadał restauracji. Można jednak było zamówić sobie coś i wtedy panowie siedząc na dworze w kuckach, przy garnku stojącym na butli gazowej, przygotowywali posiłek. Wolałam moje samosy z ulicy.. Pokój znajdował się na samej górze i był niezwykle jasny. Nie było co prawda klimatyzacji, ale temat ewentualnego chłodu załatwiał podwieszony pod sufitem ‘helikopter’.. łazienka czysta, ciepła woda w kranach i ogólnie miło..

Bodhgaia była podobna atmosferą do Sopotu, tylko zdecydowanie mniejsza.. Wszystko wydawało się tu spokojniejsze i czas jakby się zatrzymał.. Bo w Indiach to czas odnajduje nas, nie ma innej możliwości.. Kiedy następnego dnia wynieśliśmy się z Embassy złorzecząc sobie pod nosem, ruszyliśmy na deptak.. Tłum ludzi, dzieci, krów, mnichów buddyjskich i turystów. Pokręciliśmy się w tę i z powrotem i skierowaliśmy do knajpki, która mieściła się tuż przy deptaku. Otwarta i prawie pusta. Od razu zajęliśmy sobie dobre widokowo miejsca, które jak się później okazało, stały się ‘naszymi’ miejscami na cały czas pobytu. Mogliśmy, czekając na śniadania, patrzeć przed siebie i zapisywać w pamięci wszystko i wszystkich, którzy się przewijali. Stałą miejscówke grzała również starowinka, biedaczka, która wołaniem ‘babuu..babuu..’ próbowała budzić litość w spacerowiczach..



Naprzeciwko sklepiki z owocami i stoiska z masą tandetnej biżuterii, breloczków, kartek.. Po deptaku spokojnie spacerował kuc i skubał resztki wyschniętej trawy sterczącej między cegłami.. Znalazłam tu spokój. Codziennie odwiedzaliśmy świątynię Buddy i spędzaliśmy czas leżąc w parku na zielonej trawie. Potem robiliśmy rundkę po okolicy odwiedzając inne buddyjskie świątynie, które zostawialiśmy sobie na ‘później’.. Do każdej wstęp był obwarowany zakazem wchodzenia w butach. Były świątynie japońskie, Sri landzkie, chińskie.. Większość bogato zdobiona. Wnętrza wyglądały jak sceny w teatrze. Ogromne obrazy przedstawiające życie i filozofię Buddy. Bardzo kłopotliwe jest robienie zdjęć w takich miejscach, bo trudno znaleźć punkt zaczepienia. Nie wiadomo od czego zacząć ani na czym skończyć.





Spędzaliśmy czas.. przyjemne okazało się siedzenie na deptaku i patrzenie na to, co się wkoło dzieje.. jakiś policjant palną drewnianym kijem żebraka, jakieś dzieci biegały dookoła turystów, jacyś sprzedawcy handlowali rupieciami chcąc przekonać do swoich wyrobów naiwnych, przeszła krowa, czasami podchodzili do nas mężczyźni oferując milion usług, czasem siadali obok i przyglądali się nam. Wszystko i tak działo się jakby ‘obok’..
Jednego dnia poszliśmy spacerem do wioski. Pierwotny plan był taki, żeby spędzić dzień nad rzeką, która była narysowana na mapie. Jednak, kiedy do niej dotarliśmy okazało się, że ……..



…rzeka bywa tu przez trzy miesiące po monsunach.. czyli zdecydowanie nie wtedy, kiedy tam byliśmy. Na środku koryta ktoś zbudował sobie spory dom



a jedyna rzeka jak nam się objawiła to rzeka śmieci..
Do jednego auta zapakował się tłum ludzi.. gdzie kto znalazł miejsce..



Kiedy tak snuliśmy się po tym korycie podszedł młody koleś i jak każdy, zaczął dyskusję. Wiedzieliśmy, że nie minie chwila a on wyciągnie z rękawa asa i zaproponuje nam wizytę w szkole albo w sklepie jego rodziców. Tak też się stało. Podziękowaliśmy za podróż do szkoły, ale wybraliśmy się za to do oddalonej o sto kroków wioski. Spodobało mi się tam. Zielone pola na których rosły palmy a na ich tle duże stosy słomy tworzące w swojej strukturze niby-domki.



Kawałek dalej kolorowe sari mieniące się w słońcu, gdzieś na polu.. a już całkiem daleko jedyna góra w okolicy, która próbowała przebić się przez zamgloną smogiem okolicę.



Pożegnaliśmy chłopca, który wcisnął mi do ręki wizytówkę jego nauczyciela.. mieliśmy następnego dnia przyjść do szkoły i pojechać z tym nauczycielem gdzieś za miasto.. we troje, na motorze.. w okolicy był nawet super market, który całkiem i to zupełnie nie przypominał w niczym super marketu, jaki znany jest nam. Poza tym, od lat w budowie..



i choć poza oglądaniem… się.. nie było w tej Bodhgai nic do roboty czułam się dobrze. Codziennie dowiadywałam się czegoś nowego od mnichów, którzy również przebywali w parku przyświątynnym. Chętnie opowiadali i zachęcali nas do udziału w modłach. Nigdy się jednak nie zdecydowałam. Chciałam kiedyś, przed przyjazdem do Indii, ale będąc tu doszłam do wniosku, że półśrodki mnie nie interesują. Albo zapisuję się na jakiś kurs i robię coś od początku do końca rozumiejąc tego sens, albo nie robię wcale i tylko przyglądam się z boku, gdybając sobie co by było.... Wejść do środka i udawać, że coś się na ten temat wie to była dla mnie strata czasu. W Bodhgai kupiłam na rynku przyprawy. Fajne przeżycie, kiedy sprzedawca sadza Cię na drewnianym klocku i każe wąchać wszystko co wyjmuje z tych swoich worków i woreczków.. Niektóre dobrze mi znane.. Inne znane tylko z aromatu potraw indyjskich.. Sprzedawca wrzucał przyprawy do plastikowych siatek i odważał ich ilość metalową nakrętką na śrubę.. Z tego, co wiem, jedna taka waży 50 gramów. Reszta to tak ‘na oko’..
..wiedzieliśmy już kiedy planujemy dotrzeć do Delhi. Chcieliśmy dotrzeć tam na trzy, cztery dni przed odlotem, żeby mieć pewność, że zdążymy na samolot. Nawet jeśli pociąg spóźniłby się o dobę, co jest możliwe, mielibyśmy jeszcze jakieś dwa dni w zapasie. Udało nam się, po długich walkach dostać miejscówki i spokojni mogliśmy nie robić nic.. jak do tej pory.
Odlot..



Post został pochwalony 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum po 30-tce Strona Główna -> Travel Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 11, 12, 13  Następny
Strona 7 z 13

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin