Forum po 30-tce Strona Główna po 30-tce
niezwykła strona niezwykłych użytkowników
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

nie zmusi się nikogo do leczenia, ale można przekonać

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum po 30-tce Strona Główna -> Po 30-tce
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
rosegreta
Gość





PostWysłany: Śro 17:17, 21 Paź 2009    Temat postu: nie zmusi się nikogo do leczenia, ale można przekonać

Od wczoraj rozmyślam nad jednym zdarzeniem. Może spotkaliście się w życiu z podobnymi sytuacjami.
Zacznę od tego, że znajoma zrobiła badanie- mammografię. Wykryto guzka i zmiany. Umówiono ją na konsultację z onkologiem. Wydał on opinie -usunąć zmiany. Oczywiście znajoma miała wątpliwości, więc koleżanka jej umówiła ją do swojego znajomego lekarza, również onkologa. Drugi onkolog wydał taką samą opinię jak pierwszy. Jednak znajoma pełna wątpliwość- bo przecież tłumaczy się : ta pierś zawsze była inna. Podałam jej nazwisko kolejnego onkologa, co prawda specjalizuje się w innej dziedzinie. Trzeci onkolog również stwierdza, że zmianę jak najszybciej należy usunąć.
Znajoma ma jednak dalej wątpliwości. Nie przemawiają do niej żadne argumenty, aby poddała się leczeniu. Nie wiemy jak z nią rozmawiać. Oczekuje podjęcia za nią decyzji, chyba. Namawiam ją na rozmowę z osobami, które przeszły podobne zabiegi. Ciężko. Nie mam sił na argumenty typu : i tak miałam skopane życie, modliłam się czasem o śmierć, może modlitwy się spełniły. Oczywiście trochę mnie poniosło i powiedziałam : znajdź sobie dobrego psychiatrę.
Może ktoś znalazł się w podobnej sytuacji? Mimo tego, że nie jest to osoba, która mi jest bliska, nie potrafię przejść obojętnie. Zresztą pewnie nie tylko ja.
Wiem, że nie zmusi się nikogo do poddania się leczeniu. Tym bardziej, że faktycznie może to nie być nic groźnego. Fakt, że znajoma szuka tylko takie artykuły, które mówią o pomyłkach lekarskich i przynosi mi jako argumenty przeciw. Ech.


Ostatnio zmieniony przez rosegreta dnia Śro 17:18, 21 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
paj
maszynista z Melbourne


Dołączył: 16 Lis 2008
Posty: 3593
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1171 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:11, 21 Paź 2009    Temat postu:

Pisałam o tym, anonimowo.
U mojego ojca wykryto raka, miesiąc temu.
Odmawia leczenie, zaprzestał wizyt lekarskich, nie chce rozmawiać o tym z nikim już. Chce żyć, jak dotychczas.
Od sierpnia schudł ponad 10kg.
Próbowałam i wciąż próbuję z nim rozmawiać, bezskutecznie.
Czy można coś zrobić jeszcze?
Zapewne.
Trzeba próbować.
Wiem, że i tak będę miała poczucie winy, że nie zrobiłam wszystkiego.
Zapewne co życzliwsi też to powiedzą.
Do czasu, aż sami spotkają się z taką sytuacją.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
animavilis
Gość





PostWysłany: Śro 19:12, 21 Paź 2009    Temat postu:

Szczerze mówiąc, irytują mnie trochę ludzie, którzy mają do współczesnej medycyny stosunek trochę taki jak przysłowiowa ciemna baba(chłop) z zabitej deskami wiochy. Zwłaszcza, jeśli są to ludzie w miarę wykształceni i inteligentni. Po prostu nie rozumiem tego wypierania - wbrew wszystkiemu - niewygodnych faktów ze świadomości, tej tak szkodliwej ucieczki od siebie. A jeszcze bardziej nie rozumiem i nie akceptuję robienia z siebie męczennika i dręczenia otoczenia opowieściami o swojej rychłej śmierci, w sytuacji gdy się jest samemu odpowiedzialnym za rozwój wydarzeń, a nie robi się nic.
Z drugiej strony, jeśli "usunięcie zmian" równa się, w tym przypadku, usunięciu całej piersi, wtedy dziwi już nieco mniej, że przy tak poważnym zabiegu, trwałym kalectwie i trwałym oszpeceniu (co w przypadku zwłaszcza kobiety ma niebagatelne znaczenie) trudno podjąć taką decyzję i zwleka się z jej podjęciem.
Ale to jest dorosła kobieta i powinna umieć ustalić priorytety.

Rose, nie zbawisz świata. Jeśli ta osoba ma bliskich, to ich zadaniem jest przekonywanie i argumentacja. Nie bierz sobie na głowę cudzych trosk, zwłaszcza jeśli rzecz wygląda tak, jak to opisujesz.


Nic, co napisałam, nie odnosi się do wypowiedzi Paj, ponieważ, jeśli dobrze pamiętam jedno zwłaszcza zdanie z Jej anonimowego postu, sprawa wygląda zupełnie inaczej. Bardzo mi przykro, Paj.
Powrót do góry
stara_reklama
Gość





PostWysłany: Śro 20:31, 21 Paź 2009    Temat postu:

...

Ostatnio zmieniony przez stara_reklama dnia Wto 7:54, 16 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
animavilis
Gość





PostWysłany: Śro 20:56, 21 Paź 2009    Temat postu:

Nie, niebieski, nie wydaje mi się tu durne.
Po prostu, trudno z historii opisanej przez rose wysnuć wniosek, że kobieta jest umierająca, bardzo ciężko chora i jej stan nie rokuje nadziei. Nie wiem, jak ta historia wygląda w rzeczywistości. Nie odebrałam jej jako opowieści o umieraniu, tylko leczeniu. O tym, że nowotwory wykryte we wczesnych fazach są najczęściej uleczalne i dobrze rokują, zgadzają się od lat onkolodzy specjalizujący się w leczeniu różnych odmian raka.
Czym innym jest więc godzenie się na nieuchronne, a czym innym - świadome zaniechanie normalnego leczenia.
Powrót do góry
Seeni
Królewna Glątwa


Dołączył: 16 Wrz 2005
Posty: 18510
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2377 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Śro 21:00, 21 Paź 2009    Temat postu:

Ja nie rozumiem Rose dlaczego piszesz, że Ona oczekuje podjęcia decyzji za nią??????
Wydaje mi sie, że decyzję podjęła: nie chce się leczyć.
Ma do tego pełne prawo, najbliżsi powinni ją wspierać, a nie przekonywać, że jest głupia.
Nie wiem, czy poddałabym się leczeniu w przypadku zmian co do których onkolog powiedziałby : "zmiana."
W ogóle jakoś mało onkologiczne to jest
Co do nowotworu- też nie wiem, czy poddałabym się terapii. Myślę, że nie w każdym przypadku.
Moja Mama ma nowotwór. Pamiętam jej leczenie - straszliwie chciała walczyć ale chemia i kobalty w końcu ją zwyczajnie, fizycznie złamały, w końcówce na naświetlania trzeba ją było wnosić na rękach. Przeżyła Angel Od leczenia minęło 7 lat, wiec szansa na to, że ten konkretny nowotwór nie da przerzutów jest znaczna. Konsekwencje odczuwa do dzisiaj : zanik kubków smakowych, silne bóle ramion, niedowład rąk i strach przed przerzutami. W tym ostatnim sensie, tak naprawdę- rak jest nieleczalny, bo zawsze zostaje w głowie.
Mama powiedziała nam, że przy ewentualnych przerzutach nie zdecyduje się na ponowne leczenie. I ja to szanuję,chociaż nie wyobrażam sobie, jak będzie wyglądać życie bez Mamy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
rosegreta
Gość





PostWysłany: Śro 21:17, 21 Paź 2009    Temat postu:

Oj, bo nie mogę napisać wszystkiego co wiem, byłoby to nie w porządku, tak przynajmniej uważam.
Oczekuje podjęcia decyzji, żeby później móc kogoś obwiniać, jak pójdzie coś nie tak. Oj, trochę się nasłuchałam. Mam talent do słuchania, albo budzę zaufanie, i już pisałam, że ludzie przy mnie się wylewają.
napisze coś więcej, może jutro. Ostatnio ciągle jestem zmęczona. To jakiś przedziwny syndrom.
Powrót do góry
Seeni
Królewna Glątwa


Dołączył: 16 Wrz 2005
Posty: 18510
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2377 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Śro 21:34, 21 Paź 2009    Temat postu:

Ale- jak oczekuje? Ona podjęła decyzję
Nie chce się leczyć.Nie chce usuwać zmian.
Chce sobie udawać, że żadnych zmian nie ma.
Duża dziewczynka jest.
Ja tam myślę, że to Wy ( szwadron namawiaczy)oczekujecie, że uda Wam się na jej decyzje wpłynąć, żeby potem móc o sobie dobrze myśleć- pt. gdyby nie ja, to ho, ho ewentualnie: to ja, to ja ją namówiłam- uratowałam jej życie.
Zasadniczo w takich sytuacjach bardziej irytuje mnie chęć zbawiania na siłę niż niechęć do poddania się zbawieniu.
Chociaż oczywiście sama nie jestem bez winy. Też czasami próbuje na siłę kogoś uratować, zbawić albo chociaż za kogoś zadecydować.
Zasadniczo ludzko egoistyczne to jest. Think


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
animavilis
Gość





PostWysłany: Śro 21:38, 21 Paź 2009    Temat postu:

Seeni napisał:

Nie wiem, czy poddałabym się leczeniu w przypadku zmian co do których onkolog powiedziałby : "zmiana."

A pisałaś, że jesteś hipochondryczką
Gdyby trzech onkologów (właśnie onkologów) powiedziało mi o czymś w moim organizmie "zmiana" i zalecało usunięcie, usunęłabym to najszybciej jak się da, nawet specjalnie się nie zastanawiając, żeby nie tracić czasu.


Miałam jakiś czas temu problem zdrowotny, gdzie te opinie, niestety, rozbieżne:
- proszę pani, mój ordynator by mnie wyśmiał, gdybym mu powiedział, że chcę usunąć taką (powiedzmy) małą zmianę!
- trzeba usunąć, bo (bo coś tam)
- można usnąć albo tylko obserwować
- ja bym usunął, ale to nie jest bardzo pilne


Świadomość, że "coś", "coś" niepokojącego, nie do końca zdiagnozowanego jest we mnie, "coś", co może się rozrastać i przepotwarzać, "coś" podstępnego i potencjalnie niebezpiecznego, "coś" czego nie powinno być, gdzieś tam sobie funkcjonuje, nie znika i już nie zniknie - po prostu mnie zatruwała. Nie, nie chciałam "obserwować" wroga, chciałam go zniszczyć. Usunęłam "to" bardzo szybko, choć w tamtej chwili "coś" nie stanowiło realnego zagrożenia dla mojego życia ani nawet dla ogólnej kondycji zdrowotnej.
Strasznie trudno jest mi zrozumieć, że można hodować coś w sobie, żyć z tym, udawać, że tego nie ma i starać się o tym nie myśleć. Zwłaszcza, jeśli nie jest to sprawa błaha i w zasadzie tylko od szybkości naszej reakcji zależy, jak poważną się stanie.
Powrót do góry
Seeni
Królewna Glątwa


Dołączył: 16 Wrz 2005
Posty: 18510
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2377 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Śro 21:51, 21 Paź 2009    Temat postu:

A widzisz- ja jestem taką hipochondryczką dosyć nietypową. Przy najlżejszym nawet objawie chorobowym jestem pewna, że skończy się on zgonem. Ja umieram niemalże zawsze ( zasadniczo mozna wykreślić niemalże) Irracjonalnie umieram. Racjonalnie to ja raczej wiem, ze to zwykłe przeziębienie albo wysypka po truskawkach. Tej śmierci uniknęłam tyle razy, że mi ona jakoś mniej straszna. Też idiotycznie- bo z jednej strony bardzo się jej boje, ale z drugiej mam taką nadzieję, że skoro tyle razy mi się udało- to i tym razem się uda.
Taaak Think , wiem że to pokrętne.
Jakbym miała usuwać jakaś zmianę to oczywiście przypomniałabym sobie wszystkie odcinki Housa ze straszliwymi powikłaniami po usuwaniu zmian i inne tragiczne historie z życia wzięte. Zapewniam Cię, że najdalej po trzech dniach od wizyty u onkologa spotkałabym na żywo z 5 osó, u których usuwanie zmian skończyło się żle, w telewizji by o tym zaczeli mówić i na pewno natknełabym sie na jakis artykuł prasowy w tej sprawie.
Zawsze, zawsze tak jest.
Brick wall Brick wall

Bobranoc niestety- jutro wstaję o czwartej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
rosegreta
Gość





PostWysłany: Czw 15:22, 22 Paź 2009    Temat postu:

Ciężko, mi przejść obojętnie wobec osoby, która się miota, która ma problem z podjęciem decyzji. Ponadto nie każdy ma rodzinę, a przynajmniej taką na którą można liczyć.
I co samobójce też mamy zostawić w spokoju, bo taka jest jego wola, bo ma dość życia. Bo w życiu spotkało go wiele rozczarowań, niepowodzeń, życie straciło sens, a przynajmniej sensu nie widzi. Nie, nie przejdę obojętnie w takich sytuacjach. Chociaż chciałabym. Dla mnie to nieetyczne. Nie musicie się ze mną zgadzać, szanuje to. Jednak ja czuję, że tak jest lepiej.
I dziś, muszę przyznać, że znajoma dość rozsądnie zaczyna mówić. Poczułam ulgę i radość. I wiecie, wydaje mi się, że gdyby nie potrzebowała wsparcia, nie przyszłaby do mnie, nie opowiedziała o swoich problemach, i po kilku nie przyjemnych rozmowach, nie przychodziłaby nadal do mnie.
Dlatego czuję się odpowiedzialna. Tylko to wszystko nie jest proste dla mnie.
Powrót do góry
slepa i brzydka
madonna z wielkim cycem


Dołączył: 10 Cze 2006
Posty: 10000
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 964 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Vondervotteimittiss

PostWysłany: Czw 15:36, 22 Paź 2009    Temat postu:

z samobojcami jest tak, ze niektorzy strasza samobojstwem, aby zwrocic uwage na swoj problem i licza w ten sposob na pomocna dlon. jest jednak i grupa ludzi, ktorzy pragna smierci i za wszelka cene beda szukac sposobu poznawienia sie zycia, az im sie uda. nie znam sposobu na rozronienie obu grup od siebie.

do operacji, jak mniemam, trzeba dojrzec, choc czas nie dziala nigdy na korzysc. nie ma argumentow, ktore przekonaja czlowieka do jedynie slusznych dzialan w sferach ich wlasnego zycia i zdrowia. ludziom wydaje sie, ze to co zostalo im dane i stanowi najwieksza wartosc (zdrowie i zycie) pozostaje tylko i wylacznie w ich gestii, wiec moga nimi swobodnie dysponowac... i w sumie, wydaje mi sie, ze maja calkowita racje.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ron
Łotoszacz rozwielitek


Dołączył: 29 Kwi 2009
Posty: 5485
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 284 razy
Ostrzeżeń: 3/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 16:49, 22 Paź 2009    Temat postu:

Może niech ta znajoma próbnie wybierze się do Szczecina. Think

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zdemaskowany
IQ piłeczki pingpongowej


Dołączył: 05 Paź 2009
Posty: 265
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 12:54, 25 Paź 2009    Temat postu:

Przeczytalem tytul topiku i wlazlem,bo myslalem,ze o chorobach wenerycznych bedzie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kewa
optymistyczna realistka


Dołączył: 05 Lis 2005
Posty: 24976
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1879 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: prawie Wrocław

PostWysłany: Nie 13:23, 25 Paź 2009    Temat postu:

animavilis napisał:


Świadomość, że "coś", "coś" niepokojącego, nie do końca zdiagnozowanego jest we mnie, "coś", co może się rozrastać i przepotwarzać, "coś" podstępnego i potencjalnie niebezpiecznego, "coś" czego nie powinno być, gdzieś tam sobie funkcjonuje, nie znika i już nie zniknie - po prostu mnie zatruwała. Nie, nie chciałam "obserwować" wroga, chciałam go zniszczyć. Usunęłam "to" bardzo szybko, choć w tamtej chwili "coś" nie stanowiło realnego zagrożenia dla mojego życia ani nawet dla ogólnej kondycji zdrowotnej.
Strasznie trudno jest mi zrozumieć, że można hodować coś w sobie, żyć z tym, udawać, że tego nie ma i starać się o tym nie myśleć.

Oooo, właśnie ja tak samo mam, nawet gdy nie dotyczy to tylko mojej osoby. Nawet jak przelotnie spotykam się z kimś, kto ma wielką narośl, kaszaka, brodawkę to ja bym go zaraz pod nóż Blue_Light_Colorz_PDT_02 Usunęłam sobie brodawkę z pleców - na wysokości zapięcia od stanika i nic, a nic mi nie przeszkadzało, że znajomy chirurg testował na mnie nowo zakupiony sprzęt i że przez dwa lata nosiłam bliznę o średnicy dziesięciokrotnie większej od usuniętej zmiany Usunęłam też pieprzyka spod pachy, bo przecież mogłam go pozacinać przy goleniu i mógł zezłośliwieć
Miałam w rodzinie męża taką sytuację: szwagier lat 50 z nowotworem ślinianki dzwoni do mnie z zapytaniem co robić, bo straszą, że to rak. Operacja jest niebezpieczna, gdyż może być brak czucia w twarzy, całkowite porażenie nerwu. Moja odpowiedź: usunąć, jak najszybciej. Jeśli trzeba naświetlać, to naświetlać, masz żyć i basta! Poddał się operacji. Był załamany. Pierwsze badania potwierdziły teorię - bardzo niebezpieczny, bardzo złośliwy... Kolejne badania - nagły zwrot akcji: łagodny, mógł sobie być aż do śmierci. Przez rok szwagier miał poważne kłopoty: nie domykało mu się oko, nie czuł połowy twarzy, nie chciało mu się żyć. Miałam wrażenie, że ma do mnie żal o tamtą radę. Minęło trochę czasu - jest innym człowiekiem. Zaczął grać w piłkę z dużo młodszymi od siebie, jest w pełni sił i tak naprawdę nie widać po nim czego doświadczył. Jestem szczęśliwa, że tak mu doradziłam Angel


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
animavilis
Gość





PostWysłany: Nie 13:39, 25 Paź 2009    Temat postu:

Pieprzyki też były usuwane. I mam nadzieję, że będą. Tylko tamte poszły pod nóż, a te inne wolałabym laserem. To, z kolei, rodzi konieczność skonsultowanie tego u co najmniej dwóch lekarzy, czy na pewno tym laserem wolno je potraktować. A że ostatnio mam awersję do lekarzy, nie mam już czasu na większe ilości lekarzy, dostaję wysypki na widok lekarza, to sobie pieprzyki będą musiałby poczekać. Co się odwlecze, to nie uciecze. Drżyjcie, pieprzyki! Blue_Light_Colorz_PDT_21

A tak w ogóle, to widzę, jak często nadal pokutuje stereotyp, że lepiej nie wykonywać pewnych badań diagnostycznych, bo się coś nieopacznie naruszy i proces zacznie postępować. Że lepiej z czymś łazić, nie badać tego, nie dociekać, bo od samego dociekania będzie gorzej. I później słyszy się takie szkodliwe głupoty, że "no, już jak jej zrobili tę biopsję, to się kobieta w pół roku zabrała. A trzeba było tego nie ruszać, wiadomo, że się takich rzeczy nie rusza".
Powrót do góry
melpomena
zła kobieta


Dołączył: 03 Wrz 2005
Posty: 9156
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 475 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 14:06, 25 Paź 2009    Temat postu:

Nie tyle nie ruszać wcale, tylko zamiast biopsji od razu usuwać.
Jeśli (odpukać) spotka mnie coś takiego będę chciała, żeby mi od razu to usunęli, a nie sprawdzali co i jakie to jest.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
rosegreta
Gość





PostWysłany: Nie 8:11, 01 Lip 2012    Temat postu:

Znalazłam ten stary temat z powodu pewnych przemyśleń.
Moja znajoma nie podjęła decyzji o usunięciu zmiany, mimo tego, ze onkolodzy byli zgodni co do zaleceń.
Oczywiście stosuje swoje metody. Pije olej lniany, je pestki oraz flawon.
Podobno zmiana się nie zmienia a i wyniki ma dobre. Powiedziała o swojej diecie onkologowi, który powiedział jej, ze jej tego nie zabroni a skoro jej pomaga to niech w to wierzy.
Powiem, ze sama dałam sie namówić na olej lniany i jak go stosowałam, nie miałam problemów z zgagą. Jadłam też flawon w ciąży i miałam idealne wyniki, nie miałam problemów z alergią. Z pestkami to taka historia, ze zawsze lubiłam je zjadać. Podobno koleżanki kuzyn dr biologi potwierdził, że zawierają B17. Wiele źródeł pozamedycznych uznaje witaminę B17 za doskonały lek na raka. Z tym, ze pestki spozywane w większych ilościach mogą powodować zatrucia. Wyniku rozkładu B17 powstaje cyjanowodór, co nie jest bez znaczenia dla organów wewnętrznych.
Podobno Chińczycy mają jakies swoje metody do walki z rakiem. Ale nic na ten temat nie wiem bliżej, tylko tyle ile kosztowała jakiś ludzi tam terapia. Czy skuteczna była, pewnie dowiemy się za jakiś czas.
W obliczu ratowania życia ludzie chwytają się każdej możliwości.
Za to w głowie kołacze mi się inna sytuacja. W 2007 roku prowadziłam inną rozmowę z kobietą u której wykryto zmiany w piersi. Pocieszałam ją, ze to w sumie niekoniecznie musi oznaczac najgorsze, że to jeszcze nie wyrok. Przecież pracuję z kobietami i róznie bylo z tymi zmianami. Najczęściej okazywało się, ze to niegroźne guzki, które wystarczyło miejscowo usunąć, nawet bez usuwania całej piersi. Jak jednak się myliłam. Kobiecie tej usunięto dwie piersi i wszystkie węzły chłonne. Zmiana okazała się najgorszym typem raka G3 (?). Podobno w takich przypadkach to od wykrycia do zgłoszenia się na zabieg, liczą się dni. Wykryto guz w maju, operacja była w sierpniu i podobno to bylo zbyt późno. Nastepnie była chemia, która prowadzi do spustoszenia organizmu, potem przerzuty i w konsekwencji organizm nie był w stanie się juz bronić.
Patrząc na walkę i skale cierpienia sama nie wiem czy warto poddać się leczeniu. Choć moze przez to zyskuje się kilka miesiecy życia. A moze przeżyłaby te kilka miesięcy bez tego cierpienia....
Rozumiem też, że w pierwszej opisanej sytuacji, zmiany znajomej moga nie mieć charakteru złośliwego.
Sama nie wiem na co bym się zdecydowała. Chyba nie potrafiłabym sama podjąć decyzji.


Ostatnio zmieniony przez rosegreta dnia Nie 8:18, 01 Lip 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Tina
maszynista z Melbourne


Dołączył: 07 Paź 2010
Posty: 2990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 327 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: rzut kamieniem od granicy miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 9:54, 01 Lip 2012    Temat postu:

Moja znajoma miala raka. Chemia. Wycieto jedna piers, potem druga...
Ona pozniej stoswala medycyne alternatywna, bo wierzyla, ze jej pomoze.

Umarla w sierpniu zeszlego roku. Miala 39 lat.

Acha!
Byla nalogowym palaczem i nawet przy chemii palila, wprawdzie tylko jednego, ale... Nie mogla przestac nawet w obliczu smierci. Ciagle wierzyla.. W cud?
Sama wszystko przygotowala, zaden grob, kazala spalic zwloki i umiescic prochy na wzgorzu pod drzewem pamieci.
Tja...
Caly czas byla silna, tylko na tydzien przed smiercia sie zlamala i plakala, bo nie chciala umierac.

Tja... Ale do rzucenia palenia nie mozna bylo jej przekonac, bo wiedziala lepiej. I wzruszala ramionami.
Coz, jej decyzja.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Tina dnia Nie 10:08, 01 Lip 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
rosegreta
Gość





PostWysłany: Nie 10:47, 01 Lip 2012    Temat postu:

Wiara jest potrzebna w każdej chorobie.
Wiara w uzdrowienie.
Pewnie nie ma reguł. Nie wiem na jakich zasad los decyduje o zyciu i smierci...
Nawet na wojnie, niby prawdopodobieństwo przezycia wszyscy mają podobne jednak jedni przeżywają a inni giną.
Wiem, ze to duże uogólnienie.
Strasznie wszystko palę w sobie i wypalam, roztrząsam i przeżywam.
Dlatego zazdroszczę ludziom, którzy potrafią wszystko przejść obok.
Cześć
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum po 30-tce Strona Główna -> Po 30-tce Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin