Forum po 30-tce Strona Główna po 30-tce
niezwykła strona niezwykłych użytkowników
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

o sztuce miłości
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum po 30-tce Strona Główna -> Te Sprawy...
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zadziora
Gość





PostWysłany: Czw 11:37, 04 Wrz 2008    Temat postu: o sztuce miłości

do założenia tego tematu skłonił mnie post Szopa W moim pokrętnym rozumowaniu takie uczucie, które sprawia,że "ciągle widzę Cię", jak to ktoś kiedyś ładnie przetłumaczył, jest zjawiskiem tak nieczęsto spotykanym, że aż ... pięknym.
Miłość jest egoizmem podniesionym do n-tej potęgi. Jest nam z tym dobrze i chcemy,żeby tak było do końca świata. I jakoś nie chce się nam wierzyć,że motyl, którego trzymamy w ręku powoli umiera bez swobody latania
, a tytuł przekopiowałam z Fromma, które o owej sztuce pisał...

innym motywem było też stwierdzenie Ślepaka, że miłość nieodwzajemniona nie ma racji bytu...

sama kocham jednego mężczyznę, od wielu lat, nie ma już w tym uczuciu bólu, cierpienia, choć często o nim myślę, i mam go pod powiekami, gdy zasypiam... to nie jest tak, że się odgradzam i nie dopuszczam do siebie 'nowej' miłości... spotykam innych mężczyzn, z dwoma nawet mieszkałam, przez parę miesięcy, ale nie wyszło; no właśnie, dlaczego? czasem gdy do mojego stołu zasiada inny mężczyzna i sięga po sztućce, przychodzi mi do głowy, że to nie te ręce, nie te oczy, nie te łuki brwiowe; zwykle wtedy jest to nasz ostatni posiłek, bo to nieuczciwe być z kimś, a myśleć o kimś innym... to tak, jak by coś się wypaliło, jakaś zdolność pokochania i do kochania, i tak sobie tkwię w moim odrętwieniu uczuciowym.
nie narzekam, jest mi dobrze, całą miłość i uczucie przelewam na syna, ale martwi mnie ten stan trochę, bo on kiedyś dorośnie, założy własną rodzinę, a wtedy fajnie by było znaleźć sobie kogoś z kim by sie można było poprzytulać i potrzymac za łapki... oops

a jak jest z Wami, czym dla Was jest milość, co to znaczy wyrzec się egoizmu, czy pozwolilibyście komuś żyć własnym życiem i dobrowolnie zrezygnowalibyście z bycia z kimś, wiedząc że mimo waszej miłości, nie byłaby ta osoba szczęśliwa?

jeśli taki topik już gdzieś jest, to proszę to podkleić oops
Powrót do góry
Paj
Gość





PostWysłany: Czw 11:41, 04 Wrz 2008    Temat postu:

spotykam innych mężczyzn, z dwoma nawet mieszkałam, przez parę miesięcy, ale nie wyszło; no właśnie, dlaczego? czasem gdy do mojego stołu zasiada inny mężczyzna i sięga po sztućce, przychodzi mi do głowy, że to nie te ręce, nie te oczy, nie te łuki brwiowe; zwykle wtedy jest to nasz ostatni posiłek, bo to nieuczciwe być z kimś, a myśleć o kimś innym... to tak, jak by coś się wypaliło, jakaś zdolność pokochania i do kochania, i tak sobie tkwię w moim odrętwieniu uczuciowym.
cytat.
dziękuję,że to napisałaś.
Powrót do góry
slepa i brzydka
madonna z wielkim cycem


Dołączył: 10 Cze 2006
Posty: 10000
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 964 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Vondervotteimittiss

PostWysłany: Czw 11:50, 04 Wrz 2008    Temat postu:

eee, no nie chce sie znowu tlumaczyc.... ale z tym tekstem. on taki wyrwany z kontekstu moich mysli. ta milosc nieodwzajemniona jest bez sensu, kiedy sprawia bol, rani nas i cierpimy. ja jestem przeciwna katowaniu siebie przez siebie. uwazam, ze czlowiek powinien sie realizowac w milosci, cieszyc i radowac zyciem.
zreszta pisalam tam pozniej, jaka milosc pochwalam, jakiej mowie NIE.

ja tez mam takich ludzi ktorych kocham, moze nawet ciagle ze wzajemnoscia. znajomosci nie mogly sie rozwijac, ale piekno uczucia, swiadomosc, ze jestesmy zdolni tak pieknie myslec o drugim czlowieku uwraliwia i cieszy.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
AliAs99
Gość





PostWysłany: Czw 12:03, 04 Wrz 2008    Temat postu: Re: o sztuce miłości

zadziora napisał:
dczy pozwolilibyście komuś żyć własnym życiem i dobrowolnie zrezygnowalibyście z bycia z kimś, wiedząc że mimo waszej miłości, nie byłaby ta osoba szczęśliwa?

Przy takim postawieniu sprawy jestem bardzo bliski temu, co napisała pani ślepa i brzydka. Mianowicie, nie byłbym się trzymał kogoś, kto nie odwzajemnia moich uczuć. Wtedy kiedy pani ślepa i brzydka wspominała o tym, chodziło o miłość, teraz chodzi o coś dużo bardziej poważniejszego - o to, czy będziemy z kimś dzielić życie. Wspólne sprawy, wychowywanie dzieci, troska o siebie, zbudowanie domu - wymagają, żeby obie strony związku były tak samo zaangażowane. Nie ma miejsca na żadne kompromisy. Na to, że jedna z tych osób będzie myślami przy kimś innym, że nie będzie w pełni oddana wspólnemu dziełu.
Powrót do góry
bosska
Gość





PostWysłany: Czw 12:47, 04 Wrz 2008    Temat postu:

slepa i brzydka napisał:
eee, no nie chce sie znowu tlumaczyc.... ale z tym tekstem. on taki wyrwany z kontekstu moich mysli. ta milosc nieodwzajemniona jest bez sensu, kiedy sprawia bol, rani nas i cierpimy. ja jestem przeciwna katowaniu siebie przez siebie. uwazam, ze czlowiek powinien sie realizowac w milosci, cieszyc i radowac zyciem.
zreszta pisalam tam pozniej, jaka milosc pochwalam, jakiej mowie NIE.



ale czasem takie katowanie siebie jest potrzebne - to jak pewien catharsis. uważam, że jedna miłość musi całkowicie w nas sie skończyć, żeby można było związać sie z kimś nowym - to trochę przypomina mi dzwon, gdy dzwonnik już za sznur nie ciągnie, ale dzwon jeszcze dzwoni. i musi się wydzwonić, bo inaczej zabrzmi w najmniej oczekiwanym momecie - tak jak np. to opisuje to zadziora, nie te ręce .... nie możemy my sami na siłę zabić miłości, gdyż ją tylko w sobie zagłuszamy i potem są problemy niewiadomoskąd w nowych relacjach. to jest w jakiś sposób nieuczciwe wobec nowego partnera. a samotna miłość umiera zawsze sama i że czasem umieranie jej jest bolesne, rani nas i cierpimy - cóż, "Czy siegne nieba czy siegne do dna - Wszytsko do przezycia jest"
Powrót do góry
kasiek66
druga matka Buddego


Dołączył: 18 Gru 2006
Posty: 11106
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 295 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 13:14, 04 Wrz 2008    Temat postu:

bosska napisał:
uważam, że jedna miłość musi całkowicie w nas sie skończyć, żeby można było związać sie z kimś nowym - to trochę przypomina mi dzwon, gdy dzwonnik już za sznur nie ciągnie, ale dzwon jeszcze dzwoni. i musi się wydzwonić, bo inaczej zabrzmi w najmniej oczekiwanym momecie


Nawet jak ta miłosc boli, jak ta osoba rani, jak chcemy od niej uciec, to i tak nie da sie jej zamienic na cos nowego. Bo to nowe jest tylko za krotkim kocem, nie ogrzeje naszego serca


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mati.
criatura na końcu czasu


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 8185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1207 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 11:03, 08 Wrz 2008    Temat postu:

..miłość bez krzty egoizmu to miłość opisywana w literaturze pięknej lub odnosi się do ideału boskości. Jesteśmy ludźmi nie bogami i nasza miłość może być idealna, ale ludzka - „wzbogacona” o nasze słabości i mankamenty. Znając ideał miłości wiemy jak ciężką pracę musimy wykonać, żeby choć zbliżyć się do niego.
A egoizm? Egoizmem jest wymaganie od innych by żyli życiem, które akurat tobie wydaje się najwłaściwsze. Żyć swoim życiem nie jest egoizmem. Wydaje mi się, że to, z czym spotykamy się tradycyjnie w zrównoważonych związkach z wyboru (nie z konieczności) nie można nazwać egoizmem. To, że chcemy czegoś dla siebie nie jest złe. Gorzej, jeżeli bez pamięci idziemy „po trupach” do celu nie licząc się całkiem z innymi.
Egoizm w moim związku wynikał z zazdrości, ze strachu, z potrzeby poczucia się bezpiecznie dzięki pewności, że jestem kochana i najważniejsza. Moje było „wydrapywanie” sobie tej pewności.

Miłość nie jest egoizmem, bo żyjemy własnym życiem dzieląc je przy okazji z kochaną i kochającą osobą..


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wiolinowa
maszynista z Melbourne


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1809
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 44 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z innej bajki
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 23:33, 08 Wrz 2008    Temat postu: Re: o sztuce miłości

zadziora napisał:

a jak jest z Wami, czym dla Was jest milość, co to znaczy wyrzec się egoizmu, czy pozwolilibyście komuś żyć własnym życiem i dobrowolnie zrezygnowalibyście z bycia z kimś, wiedząc że mimo waszej miłości, nie byłaby ta osoba szczęśliwa?

Miłość niejedno ma imię. Trudno zdefiniować miłość, choć wielu próbowało.
Dla mnie miłość = przyjaźń + pożądanie
Przyjażń zaś to m.in.: zaufanie, szczerość, życzliwość, gotowość do poświęcenia, szacunek, tolerancja, akceptacja.
Ktoś powiedział, że miłość zaczyna się wtedy, kiedy szczęście drugiej osoby jest ważniejsze niż twoje. Wydaje mi się, że tak rozumiana miłość jest idealna, można do niej zmierzać, ale nie jest osiągalna. Bo każdy z nas jest w jakimś stopniu egoistą. Nie wykluczam, że mogę się mylić.
Kochając - chyba nie byłabym zdolna dobrowolnie zrezygnować z bycia z ukochanym. Chyba że ukochany cierpiałby z powodu bycia ze mną.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zadziora
Gość





PostWysłany: Wto 14:19, 09 Wrz 2008    Temat postu:

dziękuję wszystkim za wypowiedzi to mój pierwszy i jedyny topik póki co, więc powinnam dbać o niego i go chołubić, i będę, mam nadzieję, choć póki co odczuwam lekki przesyt tematyką miłosną, po serii wysłuchanej na z uchem przy gramofonie oops
Powrót do góry
zadziora
Gość





PostWysłany: Wto 14:29, 09 Wrz 2008    Temat postu:

bosska napisał:
ale czasem takie katowanie siebie jest potrzebne - to jak pewien catharsis. uważam, że jedna miłość musi całkowicie w nas sie skończyć, żeby można było związać sie z kimś nowym - to trochę przypomina mi dzwon, gdy dzwonnik już za sznur nie ciągnie, ale dzwon jeszcze dzwoni. i musi się wydzwonić


zgadzam się w 100%;
choć nie sposób się też nie zgodzić z receptą starych wikingów, którą później przejęli indianie północnoamerykańscy, wskazującą iż najlepsza metoda stosowana od dawien dawna, nie tylko na kaca, to: czym się strułeś, tym się lecz... czasem najlepszym sposobem, by zapomnieć o ramionach jednego mężczyzny jest rzucenie się w ramiona innego nie zawsze niestety skutecznym
Powrót do góry
stara_reklama
Gość





PostWysłany: Wto 15:56, 09 Wrz 2008    Temat postu:

...

Ostatnio zmieniony przez stara_reklama dnia Wto 8:23, 08 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
nudziarz
Gość





PostWysłany: Wto 16:30, 09 Wrz 2008    Temat postu:

Jakoś strasznie smutna jest Wasza miłość.
Czytając ten topic mam wrażenie ( pewnie oczywiście mylne), że gdzieś w Was tkwi myśl "prawdziwa miłość =nieszczęśliwa miłość" , ze najpiękniejsze były te których już nie ma, ze wszystko co spotyka Was teraz i dzis to jakis erzatz.
Smutne to, bo - dla mnie - milośc to radość.
Bez usmiechu, bez tego organicznego chłonięcia kazdej chwili, bez narkotycznego wrecz odrzucenia tego co na jej drodze stoi.. nie ma milosci

Oczywiscie jako stary pierdziel mogę juz tak do konca wszystkiego nie pamietac
Powrót do góry
stara_reklama
Gość





PostWysłany: Wto 16:56, 09 Wrz 2008    Temat postu:

...

Ostatnio zmieniony przez stara_reklama dnia Wto 8:24, 08 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Paj
Gość





PostWysłany: Wto 17:45, 09 Wrz 2008    Temat postu:

choć nie sposób się też nie zgodzić z receptą starych wikingów, którą później przejęli indianie północnoamerykańscy, wskazującą iż najlepsza metoda stosowana od dawien dawna, nie tylko na kaca, to: czym się strułeś, tym się lecz... czasem najlepszym sposobem, by zapomnieć o ramionach jednego mężczyzny jest rzucenie się w ramiona innego nie zawsze niestety skutecznym[/quote]
Indianie i wikingowie są mi dalecy.
Nie zgadzam się z tym, że można się wyleczyć z miłości...inną miłością.
Nawet jeśli ktoś porwie się na takie uczucie, wg mnie jest to mimo wszystko....tylko leczenie paliatywne.
Na przetrwanie.
Chory na raka ma świadomość, że to jednak tylko powolne umieranie.
I tak samo jest z miłością, która jest nazwijmy to tak ogólnie, nieszczęśliwą, niespełnioną.
Nie wierzę w takie klin klinem.
Nawet więcej; budzi we mnie obrzydzenie.
I jest nie w porządku w stosunku do.... tego/tej, co pełnią rolę KC 24. eh
Doskonale wiemy, że są ludzie, którzy rezygnują z leczenia paliatywnego.
Nie chcą powolnego umierania.
Akceptują tylko prawdziwe życie, tak to nazywają, tylko wtedy gdy byli zdrowi.
I wybierają drogę szybkiego odejścia.
Bo nie chcą żyć ze sobą niefajnym.
I podobnie jest z miłością.
Można nie chcieć...leczenia paliatywnego.
Można nie chcieć wegetacji.
A wspomnienie miłości, ból z powodu jej braku powoduje już tylko pragnienie, aby nie bolało.
I to też jest ludzkie, prawdziwe.
Powrót do góry
Mati.
criatura na końcu czasu


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 8185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1207 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 16:47, 10 Wrz 2008    Temat postu:

niebieski napisał:
Wiolinowa napisał:

Ktoś powiedział, że miłość zaczyna się wtedy, kiedy szczęście drugiej osoby jest ważniejsze niż twoje. Wydaje mi się, że tak rozumiana miłość jest idealna, można do niej zmierzać, ale nie jest osiągalna.

Jest osiągalna. Nie słyszałaś jak ktoś odchodzi od kogoś z miłości właśnie?

Co do leczenia miłości inną miłością... czasami się sprawdza. Oby tylko za wcześnie nie zacząć leczenia, bo się nie uda na pewno. Kilka lat trzeba sobie pocierpieć, a potem już z górki Angel


..trudno tak razem byc nam ze sobą
bez siebie nie jest lżej...
a czy przypadkiem ludzie nie komplikują sobie za bardzo?
albo kochasz, albo nie..
jakiś czas temu pytałam różnych ludzi, kiedy według nich można powiedziec, że już nie kocha się drugiej osoby.. ale okazało się, że trudno im było odpowiedziec..
dla każdego było to coś innego, ale zabrakło w tych odpowiedziach jednoznaczności i zdecydowania..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wiolinowa
maszynista z Melbourne


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1809
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 44 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z innej bajki
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:50, 10 Wrz 2008    Temat postu:

niebieski napisał:
Wiolinowa napisał:

Ktoś powiedział, że miłość zaczyna się wtedy, kiedy szczęście drugiej osoby jest ważniejsze niż twoje. Wydaje mi się, że tak rozumiana miłość jest idealna, można do niej zmierzać, ale nie jest osiągalna.

Jest osiągalna. Nie słyszałaś jak ktoś odchodzi od kogoś z miłości właśnie?

Słyszałam, ale nie wszystko co słyszysz jest prawdą. Ludzie wymyślają różne powody, aby usprawiedliwić swoje działanie. Np. słyszałam dziesiątki powodów usprawiedliwiających zdradę. Dlatego nie dowierzam, gdy ktoś mówi, że opuszcza ukochaną/ukochanego dla jej/jego dobra. łatwiej mi uwierzyć, że opuszcza, bo sam nie czuje się szczęśliwy w związku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wiolinowa
maszynista z Melbourne


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1809
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 44 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z innej bajki
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:12, 10 Wrz 2008    Temat postu:

Paj napisał:

Nie zgadzam się z tym, że można się wyleczyć z miłości...inną miłością.

A ja tak się wyleczyłam. Długo po rozstaniu nadal go kochałam i nie mogłam zapomnieć. Żyłam nadzieją, że jeszcze będziemy razem. Wreszcie powiedziałam "basta". Postanowiłam poznać kogoś innego z nadzieją na miłość. I tak się stało. Dopiero wtedy udało mi się zapomnieć o dawnej miłości. Teraz jestem szczęśliwie zakochana.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zadziora
Gość





PostWysłany: Śro 22:21, 10 Wrz 2008    Temat postu:

Wiolinowa napisał:
Słyszałam, ale nie wszystko co słyszysz jest prawdą. Ludzie wymyślają różne powody, aby usprawiedliwić swoje działanie. Np. słyszałam dziesiątki powodów usprawiedliwiających zdradę. Dlatego nie dowierzam, gdy ktoś mówi, że opuszcza ukochaną/ukochanego dla jej/jego dobra. łatwiej mi uwierzyć, że opuszcza, bo sam nie czuje się szczęśliwy w związku.


możnaby, ewentualnie, załozyć jeszcze hipotetyczną wersję, gdy dochodzisz do wniosku, że mimo uczucia, związek na dłuższą metę nie ma szans przetrwania, i opuszczasz - dla dobra wszystkich zainteresowanych
Powrót do góry
Wiolinowa
maszynista z Melbourne


Dołączył: 30 Mar 2008
Posty: 1809
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 44 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z innej bajki
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:53, 10 Wrz 2008    Temat postu:

Trochę mi to zakrawa na masochizm. Bo jeśli naprawdę kochasz, jesteś pełna wiary i nadziei. A przede wszystkim, nie wyobrażasz sobie życia bez ukochanego. No chyba że ukochany nie jest kochający...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasztanka
Gość





PostWysłany: Pią 1:32, 12 Wrz 2008    Temat postu: Re: o sztuce miłości

zadziora napisał:

sama kocham jednego mężczyznę, od wielu lat, nie ma już w tym uczuciu bólu, cierpienia, choć często o nim myślę, i mam go pod powiekami, gdy zasypiam... to nie jest tak, że się odgradzam i nie dopuszczam do siebie 'nowej' miłości... spotykam innych mężczyzn, z dwoma nawet mieszkałam, przez parę miesięcy, ale nie wyszło; no właśnie, dlaczego? czasem gdy do mojego stołu zasiada inny mężczyzna i sięga po sztućce, przychodzi mi do głowy, że to nie te ręce, nie te oczy, nie te łuki brwiowe; zwykle wtedy jest to nasz ostatni posiłek, bo to nieuczciwe być z kimś, a myśleć o kimś innym... to tak, jak by coś się wypaliło, jakaś zdolność pokochania i do kochania, i tak sobie tkwię w moim odrętwieniu uczuciowym.


Czeka niech, czeka i gada. A co stoi na przeszkodzie, ze to nie te dlonie, nie ten usmiech, nie ten glos? Tongue out (1)

Widzisz zadziora, mezczyzni tak jak kobiety dziela sie na rodzaje: do lozka, do zycia i na sciane.
Co prawda niektorzy twierdza, ze znalezlil 3 w 1. I nawet nie bede probowala obalic tej teorii, bo jestem jej goraca wyznawczynia.
Do nastepnego razu oczywiscie.

zadziora napisał:
czy pozwolilibyście komuś żyć własnym życiem i dobrowolnie zrezygnowalibyście z bycia z kimś, wiedząc że mimo waszej miłości, nie byłaby ta osoba szczęśliwa?


Tak se dumam, ze wiedzy absolutnej na temat szczescia/nieszczescia drugiej osoby, to nikt nie posiada (przeciez nawet nie wiem, jak kogos innego boli glowa). Ale odpowiadajac najprosciej na to pytanie napisze, ze tak. Pomimo calego cierpienia.

A teraz pozwole sobie na oddalenie i rozmyslania o wszystkich mezczynach, ktorych kochalam i ktorych kocham. Prosze sie wiec mnie za wczesnie nie spodziewac.
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum po 30-tce Strona Główna -> Te Sprawy... Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin