Forum po 30-tce Strona Główna po 30-tce
niezwykła strona niezwykłych użytkowników
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Santa Tierra, Pacha Mamma- Peru..
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum po 30-tce Strona Główna -> Travel
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mati.
criatura na końcu czasu


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 8185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1207 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 19:55, 02 Wrz 2011    Temat postu:

Wszędzie musieliśmy czekać, w związku z czym do Limy dobiliśmy dopiero późnym wieczorem. Zmęczeni, nażarci lotniczym ‘paliwem’, bez hotelu i tylko z nadzieją, że w ostatniej chwili wydarzy się coś, co położy nas bezpiecznie w pozycji horyzontalnej byle gdzie.
I tak też się stało.
Pomogła nam w tym pewna Czeszka, którą poznaliśmy w podróży i jej chłopak Brazylijczyk, który czekał na nią na lotnisku i miał zajęte miejsce w jednym z tanich hosteli w centrum stolicy. No i mówił po hiszpańsku. A to w naszym wypadku o tej porze w obcym mieście umiejętność na wagę złota. Kiedy znaleźliśmy już nasze bagaże i wylegliśmy do holu powitań w szok wpędziła mnie ilość ludzi. Nie liczba, bo to policzalne coś jest. To była masa, chmara, tłum z transparentami i balonami skandujący powitania. To były całe rodziny i rodziny rodzin, niemal pokolenia. Czułam się jak w aktor schodzący ze sceny w aurze oklasków i radości. Znaleźliśmy się po dłuższej chwili gdzieś na zewnątrz. Obejście lotniska wyglądało jakoś tak nadzwyczaj cywilizowanie. Rzędem stały taksówki a ich właściciele krążyli wkoło podróżnych oferując coraz to lepsze ceny. Siedziałam na plecaku oparta o szybę budynku i czekałam. Po chwili znaleźli się wszyscy pożądani uczestnicy wycieczki i ruszyliśmy w dobrych nastrojach do centrum. 15 soli od osoby… to i tak dużo, ale w sytuacji naszego zmęczenia i niezbyt precyzyjnej wiedzy było nam już wszystko jedno. Jedyne o czym myśleliśmy to o zamknięciu oczu i przebudzeniu dnia następnego.

Nasz hostel znajdował się w niewielkiej uliczce, pośród wysokich kamienic przyklejonych jedna do drugiej. Był obskurny i nieciekawy. Wejście z klatki do holu prowadziło przez zakratowane drzwi a do pokoju ciągnął się długi hol z oknem wychodzącym na komin wentylacyjny. Dokładnie na ten sam komin wychodziło okno z naszej łazienki. Pokój czteroosobowy z lampkami bez żarówek i niekoniecznie świeżą pościelą. Stara rozpadająca się szafa zamknięta była na klucz w związku z czym, całkowicie dla nas bezużyteczna. Nie to, żebyśmy chcieli z niej korzystać, bo i tak planowaliśmy dnia następnego wyjechać, ale sam fakt, że stoi mebel użytku społecznego, który z niezrozumiałych dla nas powodów zwyczajnie jest zamknięty. Czy coś nam do tej pory przypominało widoki w zabiedzonych i chaotycznych Indiach? Tak. Slamsy na przedmieściach stolicy i stan hotelu. W Peru aktualnie panuje zima, w związku z czym na szczęście dla nas wszystkie robaki śpią. To było zbawienne przez całą naszą podróż. Żadnych robaków, much, komarów i innego tałatajstwa, które mogłoby wprowadzić mnie w stan niepewności. Żadnych szczurów, myszy i karaluchów a co najwyżej jakieś pojedyncze zabłąkane motyle nocne poniewierające się po pokojach. Pierwsza noc w Limie przebiegła spokojnie. Niespecjalnie narzekam na sen. Tak było i tym razem. Mimo wielu wrażeń i przeżyć ta noc była mi dana po to, żeby całkowicie ją przespać. Nie pamiętam nawet czy miałam siłę umyć się po podróży, ale nie miało to dla mnie większego znaczenia. Byłam tak zmordowana, że mój osobisty zapach nie zniechęciłby mnie, a wręcz ukoił do snu.



Obudził mnie odgłos zgrzytu zamka w drzwiach, które się uchyliły i przez szparę wpełzła do pokoju promień światła. Podniosłam głowę, zobaczyłam jak trzech zamaskowanych mężczyzn wpadło do pokoju i unieruchomiło dwóch śpiących chłopaków. Zanim zdążyłam otworzyć usta jeden z nich dobiegł do mnie i nakrył jakimś kocem. Usłyszałam tylko dwa głuche uderzenia i jedno tuz nad moim uchem i zasnęłam na dłużej.
Kiedy odzyskałam świadomość, a może raczej jej nędzne podrygiwanie było już jasno. Głowa potwornie mnie bolała i nie miałam siły otworzyć oczu. Obolałą dłonią próbowałam odszukać elementy mojego ciała i twarzy i ocenić ewentualne straty. Mimo ciepła czułam się przemarznięta. Nie wiedziałam, która była godzina, ani ile czasu byłam nieprzytomna, ale odgłosy dobiegające zza mojej głowy nie uspokoiły mnie ani odrobinę. Chciałam otworzyć oczy, ale ich ból był tak nieznośny, że poddałam się od razu. Zaskrzypiały drzwi, które gdy tylko puścił zamek otworzyły się z impetem i grzmotnęły sparciałymi deskami o coś twardego. Usłyszałam szelest, a za chwilę głuche kroki. Dużo kroków. Kroków wiele. Wszystkie powoli, ale miarowo zbliżały się do mnie, podczas kiedy ja miotałam się tam, gdzie byłam odbijając od zimnych ścian. Wydawało mi się, że słyszę bębny i piszczałki, ale odgoniłam te dźwięki podejrzewając, że umysł płata mi figle, ale bębny grały dalej a piszczałki w ich rytm wygrywały gorące melodie. Słyszałam śmiechy i pojękiwania. Niektóre głosy były ochrypłe i ospałe, inne świeże, dźwięczne, ale wszystkie brzmiały trochę jak modlitwa. Rytm przyspieszał i było coraz głośniej.. i głośniej.. i nagle zaległa całkowita cisza. Cisza spoza której docierał do moich uszu potężny łomot serca i wodospadów krążącej krwi. Ktoś do mnie podszedł, związał mi ręce i wyprowadził na powietrze. Ciężar wilgoci skłonił mnie jeszcze niżej. Szłam na bosaka po piaszczystej drodze i starając się nie myśleć walczyłam z ciągle zamkniętymi oczami. Udało mi się uchylić odrobinę powiekę jednego oka, ale światło słońca odbijające się od drogi poraziło mnie piorunem. Gdzieś w tle rozpoczął się gwar. Nie rozumiałam kompletnie nic. Wolałabym być głucha. Znowu zaczęły się bębny. Najpierw jeden, za chwilę drugie, trzeci, czwarty, ….po dziesiątym przestałam liczyć. Do bębnów dołączyły piszczałki a do nich z kolei śpiew. Słyszałam dźwięczenie tłukących się o siebie bransoletek. Czułam mnóstwo zapachów. Szczególnie zapadł mi w pamięci fetor sandałów i brylantyny. Ktoś wtarł mi w dziąsła jakiś gorzki specyfik. A za chwilę pomyślałam, że muszą mieć niezłą imprezę. Nie wiem co mi dali, ale zrobiło mi się dobrze. Całkiem błogo. Szłam po kamiennych schodach z uśmiechem na ustach. W końcu szłam ku światłu, ku słońcu, ku ciepłu.. Muzyka nie cichła. Duże liście głaskały mnie po ramionach i udach zostawiając ciepłe krople dżungli. W końcu wędrówka się skończyła i zostałam postawiona na kamiennej podłodze. Dzięki temu, co mi podali wszystko nabrało kolorów, ogarnęła mnie radość i upojenie. Zaczęłam słuchać muzykę. Dźwięki osiadały na mnie mgiełką namiętności, akordy biły mnie pośladkach a nuty wpełzały pod luźne ubranie i pieściły mnie niespokojnie. Byłam zdrowo nawalona i jedyne na co było mnie stać to oddać się muzyce.. modlitwie. Wirowałam ja, wirował cały świat a tłum krzyczał : Santa Tierra, Pacha Mamma. Santa Tierra, Pacha Mamma.. Oczy przestały mnie boleć. Otworzyłam je i zobaczyłam jak jeden gość właśnie oderżnął mi głowę, która potoczyła się po kamiennych schodach, tuż pod nogi zgromadzonych.. Myślę, że miałam orgazm.
..żeby to był sen..

Następnego dnia ruszyliśmy do miasta na tak zwany rekonesans. Przemierzyliśmy kilka przecznic mijając kafejki, a raczej bary dla miejscowych, kilka sklepów i dotarliśmy w końcu na plac główny przed pałac Prezydencki obok którego znajdował się piękny, wypasiony gmach biskupa, cały rzeźbiony z drewnianymi balkonami, portalami i wieżyczkami. Architektura rodem z Hiszpanii. Wkoło placu rosły palmy, które wzbogaciły to czarowne miejsce o ukochaną przeze mnie egzotykę a w jego centralnym punkcie pięła się ku górze wymyślna fontanna. Po ulicach kręcili się ludzie, a inni przysiadali na ogromnych kamiennych schodach prowadzących do gmachu. Mimo tak wczesnej pory, na ulicy panowało spore zamieszanie. Przeszliśmy przez plac i dotarliśmy do ulicy przypominającej mi nasze Monte Cassino w Sopocie. Ulice turystycznych atrakcji pełną sklepów i barów. Czegóż tam nie było. Począwszy od barów szybkiej obsługi z pizzami, hamburgerami i innymi frykasami, poprzez knajpki, seks szopy, sklepy z butami, torebkami, ubraniami, biura turystyczne na kantorach wymiany walut skończywszy. Z uśmiechem na twarzy odkryliśmy, że w Peru istnieje ktoś taki, jak zawodowy cinkciarz. Facet jeden, drugi, trzeci stojący na rogu ulicy w odblaskowych kamizelkach machający plikiem banknotów w dłoni, zachęcający do wymiany. Tuż obok, kilku uzbrojonych po głowę policjantów i z pewnością nie jako ochrona tegoż gościa, raczej jako ochrona miasta w ogóle.




Po krótkiej wędrówce zdecydowaliśmy się na jeden z tych barów, w którym turystów jakoś nie było. Była za to mała salka z lustrami po obu stronach wnętrza i rzędami stołów przy których dumnie rozsiadły się proste i długo używane krzesła. Łazienka zadziwiająco czysta a jadłospis, który stał przed moimi oczami rozpisany był na kartonie wierszami słów o bardzo unikatowym dla mnie znaczeniu. Z czasem nauczyłam się, że pollo to kura i tym samym zmniejszyłam sobie liczbę zagadek w menu o połowę. Pierwsze śniadanie jednak, musiało być najważniejsze, tak więc staliśmy u wejścia bram łowiąc oczami zagadkowe zapisy i szukając pomocy w talerzach jedzących. W końcu postawiliśmy na śniadaniową propozycję dnia i wybraliśmy Tortillę de verdurę za całe pięć soli.



Zadowoleni z wyboru zajęliśmy miejsce przy stoliku i za chwilę na naszym stole pojawiły się trzy porcje jajek z pomidorami, papryką, sałatą w formie omleta obustronnie smażonego, który pokrywał swoją istotą kupę ryżu i frytek. Połączenie jak … zwykle, rzekłabym. Zjedliśmy i poszliśmy szukać przystanku autobusowego. Przemierzaliśmy na piechotę kilometry miasta oglądając imponującą spuściznę po Hiszpanach.









Architektura miasta jest naprawdę niezła. Każda ulica kończy się rondem, ogromniastym, takim na trzy pasy. A pośrodku pomniki upamiętniające zarówno Inkaskich władców, jak i Hiszpańskich wybawicieli ludu. Lima w niczym nie przypomina miast, które do tej pory zwiedzałam. Mozaikowe kształty i wykończenia oddają w atmosferę ducha dawnych czasów. Kamień połączony z drewnem, a w tym wszystkim posagi i posążki świętych, symbole kultury i zieleń, w ciągu dnia butelkowa, zapraszająca, radosna, w nocy ciemna, groźna ale kojąca. A to wszystko ukołysane ciepłymi światłami latarń i dopiero po zmroku budzących się do życia fontann.





Dotarliśmy na dworzec, zapoznaliśmy się z rozkładem jazdy, wróciliśmy do hotelu, ale tam nie dotarliśmy, ponieważ niezwykle kusząco wyglądała knajpka właśnie tuż obok naszego ‘słodkiego’ zakwaterowania. W zasadzie to planowaliśmy jeszcze tego samego dnia wyjechać dalej, do Paracas, ale jedno, drugie, czwarte Pisco uświadomiło nam fakt, że nie ma co się spieszyć. To był zdecydowanie upojny i szczery wieczór. Podróżowanie we troje, kiedy ta trzecia osoba nie dała się wcześniej do końca poznać, jest wyzwaniem. W takie rejony, w takie warunki, każdy ze swoim pomysłem, lub jego brakiem. Skazani na siebie. Pisco rewelacyjnie wpłynęło i na żołądek i na umysł. Pozwoliło ustalić reguły, których i tak nikt nie przestrzegał i pozachwycać się wystrojem miejsca, które zdecydowanie wołało o pomstę do nieba, ale dopiero drugiego dnia, oraz wtulić się w miękkość wilgotnej poduszki i mokrego śpiwora i poczuć się jak w niebie..
nie pamiętam, żebym śniła tej nocy.


Post został pochwalony 2 razy

Ostatnio zmieniony przez Mati. dnia Pią 20:22, 02 Wrz 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tina
maszynista z Melbourne


Dołączył: 07 Paź 2010
Posty: 2990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 327 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: rzut kamieniem od granicy miasta
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:30, 06 Wrz 2011    Temat postu:

jeszcze raz brawo za relacje z podrozy!

niesamowita przygoda, podziwiam Cie za Twoj zapal, entuzjazm i zachwyt!
zdjecia wspaniale!!! przepieknie ukazane krajobrazy!

jestem pod wrazeniem!!!



Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
carmen
rzodkiewka dodająca otuchy


Dołączył: 01 Wrz 2013
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 24 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:46, 14 Wrz 2013    Temat postu:

Mati...

Podróż życia,o której marzę..
Powiedz,tylko czy widziałaś Astronautę ?

Na mapie wydaje się tak niedaleko od płaskowyżu Nasca. Angel


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mati
Gość





PostWysłany: Sob 18:51, 14 Wrz 2013    Temat postu:

Tam nic nie jest blisko

ale odpowiadając na Twoje pytanie.. nie, nie widziałam, nie lataliśmy nad tymi rycinami.. uznaliśmy, że a) lepiej widać na zdjęciach , dlatego poszliśmy w nie na piechotę.. jedna z tych rycin miałam pod swoimi stopami i to wydało mi się ciekawsze.. , a b) 150 dolarów za osobę przy naszym budżecie to było za dużo, jak na 30 minut przelotu ze startem i lądowaniem łącznie.. woleliśmy to wykorzystać w inny sposób..
Powrót do góry
carmen
rzodkiewka dodająca otuchy


Dołączył: 01 Wrz 2013
Posty: 161
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 24 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:42, 14 Wrz 2013    Temat postu:

Mati napisał:
Tam nic nie jest blisko

ale odpowiadając na Twoje pytanie.. nie, nie widziałam, nie lataliśmy nad tymi rycinami.. uznaliśmy, że a) lepiej widać na zdjęciach , dlatego poszliśmy w nie na piechotę.. jedna z tych rycin miałam pod swoimi stopami i to wydało mi się ciekawsze.. , a b) 150 dolarów za osobę przy naszym budżecie to było za dużo, jak na 30 minut przelotu ze startem i lądowaniem łącznie.. woleliśmy to wykorzystać w inny sposób..



Mati,rozumiem...
ale ciekawość kazała mi zapytać.

Dzięki internetowi podróżujemy wirtualnie,dlatego wydaje się,że od do punktu jest niedaleko. 1 cm na mapie,to hohoho w realu!

Dziękuję za piękne zdjęcia..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
l
maszynista z Melbourne


Dołączył: 01 Paź 2011
Posty: 6165
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 97 razy
Ostrzeżeń: 1/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 18:00, 06 Gru 2013    Temat postu:

Mati napisał:
...30 minut przelotu ze startem i lądowaniem łącznie.. ..


balonem?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mati
Gość





PostWysłany: Pią 21:59, 06 Gru 2013    Temat postu:



już szybciej: nie balonem, a przelecieć się z 'balonem'
znaczy... choc krótko, ale przynajmniej bezpiecznie..
Powrót do góry
Kilo OK
maszynista z Melbourne


Dołączył: 23 Maj 2009
Posty: 19237
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 494 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 22:06, 06 Gru 2013    Temat postu:

Eh Mati, Mati.....

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mati
Gość





PostWysłany: Pią 22:07, 06 Gru 2013    Temat postu:

słucham
Powrót do góry
Kilo OK
maszynista z Melbourne


Dołączył: 23 Maj 2009
Posty: 19237
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 494 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 22:20, 06 Gru 2013    Temat postu:

Rozmieniasz się na pierdoły bez szkoły.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mati
Gość





PostWysłany: Pią 22:27, 06 Gru 2013    Temat postu:



to jedna z moich fantazji
Powrót do góry
Kilo OK
maszynista z Melbourne


Dołączył: 23 Maj 2009
Posty: 19237
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 494 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 22:34, 06 Gru 2013    Temat postu:

ooooo
to co innego [paląc na piętce dyplom]



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mati
Gość





PostWysłany: Pią 22:40, 06 Gru 2013    Temat postu:

nooo.. dzięki temu ciagle jeszcze nie czuję tej piętki
Powrót do góry
Kilo OK
maszynista z Melbourne


Dołączył: 23 Maj 2009
Posty: 19237
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 494 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 22:41, 06 Gru 2013    Temat postu:

No dobra, przesadziłem z burbonem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mati
Gość





PostWysłany: Pią 22:42, 06 Gru 2013    Temat postu:

...i fantazji Ci przez niego ubywa
Powrót do góry
Kilo OK
maszynista z Melbourne


Dołączył: 23 Maj 2009
Posty: 19237
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 494 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 22:48, 06 Gru 2013    Temat postu:

Ale jakie mam wizje....

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mati
Gość





PostWysłany: Pią 22:55, 06 Gru 2013    Temat postu:

..rozmowa z własną ręką?
Powrót do góry
Kilo OK
maszynista z Melbourne


Dołączył: 23 Maj 2009
Posty: 19237
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 494 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pią 23:01, 06 Gru 2013    Temat postu:

O Nazca pisałem, ale każdemu wedle braków....


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mati
Gość





PostWysłany: Pią 23:15, 06 Gru 2013    Temat postu:

Zdegustowany

heh.. pominąwszy, że obróciłeś kota ogonem ..

cóż... braki bywają czasami pochodną uczuć, na których upust trzeba poczekać.. czasami z własnego wyboru..
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum po 30-tce Strona Główna -> Travel Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin