Forum po 30-tce Strona Główna po 30-tce
niezwykła strona niezwykłych użytkowników
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Jak skutecznie odkochać kobitę ?
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum po 30-tce Strona Główna -> Te Sprawy...
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
zadziora
Gość





PostWysłany: Śro 14:09, 03 Wrz 2008    Temat postu:

slepa i brzydka napisał:
anima, a jesli Twoje emocji Cie niszcza, to pozwalasz sobie tak sie staczacz, czy dochodzisz do wniosku, ze albo Ty, albo Twoja niespelniona milosc?? jesli umierac, to moze w imie czego wznioslejszego....


wiem, że to było do Animy, ale

jeśli człowiek się stacza, to w końcu sięgnie dna; wtedy ma szansę się odbić, i może już być tylko lepiej... oby instynkt samozachowawczy zadziałał przed sięgnięciem dna

i najlepiej nie umierać... póki co wszelkie potwierdzone informacje wskazują, że życie mamy tylko jedno, a po co je ryzykować dla wiary w reinkarnację
Powrót do góry
fedrus
...


Dołączył: 12 Mar 2008
Posty: 6266
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 14:11, 03 Wrz 2008    Temat postu:

Mocno zubożałoby nasze dziedzictwo kulturowe gdyby nie platoniczne, nieodwzajemnione miłości.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mati.
criatura na końcu czasu


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 8185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1207 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 14:12, 03 Wrz 2008    Temat postu:

animavilis napisał:
slepa i brzydka napisał:

anima, a jesli Twoje emocji Cie niszcza, to pozwalasz sobie tak sie staczacz, czy dochodzisz do wniosku, ze albo Ty, albo Twoja niespelniona milosc?? jesli umierac, to moze w imie czego wznioslejszego....

Dlaczego ktoś miałby się staczać?
Po prostu, nie jest już szczęśliwy [jeśli był].
Mało to ludzi nieszczęśliwych? I żyją. I nie staczają się. I nie skaczą z dachu. Ot, spokojnie przemijają razem ze swoim brakiem szczęścia.

...mateczka... napisał:

bo porzucanie wiąże się z pełną i całkowitą odpowiedzialnością za swoje decyzje i za życie drugiej osoby.. a jeżeli te decyzje okażą się złe?
.

Jak można brać odpowiedzialność za poczynania drugiego, dorosłego, pełnosprawnego człowieka? Cokolwiek uczyni, zrobi to wyłącznie na własną odpowiedzialność.


..nie o to mi chodziło.. raczej o to, że to my porzucamy zostawiając kogoś, kto prawdopodobnie nas kocha, samemu sobie.. To my decydujemy o zakończeniu związku, to my żegnamy tę drugą osobę..i pewno jest nam przykro, może nawet martwimy się o nią, ale w zasadzie to "mamy w nosie" jak ona sobie ułoży życie bez nas.. Nasza decyzja wywraca do góry nogami nie tylko nasze życie, ale osoby, która z nami tego życia kawał przeżyła.. to my zmuszamy ją do zmian czy ona tego chce czy nie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
bosska
Gość





PostWysłany: Śro 14:14, 03 Wrz 2008    Temat postu:

animavilis napisał:


...mateczka... napisał:

bo porzucanie wiąże się z pełną i całkowitą odpowiedzialnością za swoje decyzje i za życie drugiej osoby.. a jeżeli te decyzje okażą się złe?
.

Jak można brać odpowiedzialność za poczynania drugiego, dorosłego, pełnosprawnego człowieka? Cokolwiek uczyni, zrobi to wyłącznie na własną odpowiedzialność.


znalazłam takie coś w książce, którą własnie mam na biurku i ją przeglądam:
"take responsibility for something doesn't make your fault: it means that you will be accountable for resolving the situation."
Powrót do góry
Seeni
Królewna Glątwa


Dołączył: 16 Wrz 2005
Posty: 18510
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2377 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Śro 15:02, 03 Wrz 2008    Temat postu:

Tylko miłość bez wzajemności daje takie emocje. Jak kochasz i jesteś kochana zawsze jest miło, przyjemnie, bezpiecznie. Hm... co z tego, że dobrze jeżeli jednakowo dobrze. Pewne emocje wzbudzają jedynie wyjazdy czy inne ewentualne rozstania. Wtedy oprócz szczęśliwości czujesz jeszcze tęsknotę. Nieznaczną dawke adrenaliny dostarczają kłótnie.
Kochając bez szans na spełnienie ulegasz całej gamie gwałtownych emocji- szalejesz z bólu, ze strachu, dajesz się upokorzyć, unosisz się dumą, nienawidzisz i cierpisz. Popełniasz czyny, których pózniej żałujesz, chudniesz na potęgę, szlachetnieją Ci rysy twarzy a znajomi mówią : " masz takie smutne oczy". Kiedy przypadkowo spotkasz go na ulicy, kiedy od niechcenia obdarzy Cię przeciągłym spojrzeniem albo dotknie leciutko Twojej dłoni ze szczęścia zapominasz o bożym świecie: rachunku za gaz, kolacji z przyjaciółką i głodujących dzieciach w Etiopii.
Poezja i Chemia.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nudziarz
Gość





PostWysłany: Śro 15:17, 03 Wrz 2008    Temat postu:

Cytat:

bo porzucanie wiąże się z pełną i całkowitą odpowiedzialnością za swoje decyzje i za życie drugiej osoby.. a jeżeli te decyzje okażą się złe?


Mateczko > jesli pokusilibyśmy sie o kontynuacje Twojego spojrzenia na zagadnienie mozna dojść wniosku, ze w efekcie istnieja dwie główne kategorie ludzi:
- skrajni egoiści za nic mający ewentualne fatalne skutki swojej decyzji dla byłego partnera
- ubezwłasnowolnieni altruiści motajacy sie bez końca w wypalonych dla nich zwiazkach w strachu przed konsekwencjami rozstania.
Rzeczywiscie , jesli tak się sprawę widzi, to o niebo wygodniej jest być porzuconym.
Powrót do góry
Mati.
criatura na końcu czasu


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 8185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1207 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 19:12, 03 Wrz 2008    Temat postu:

..o czym zapomniałam? d'oh!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nudziarz
Gość





PostWysłany: Śro 19:34, 03 Wrz 2008    Temat postu:

Chyba o niczym . Każdy z nas ma przecież prawo do wlasnej recepty na poruszanie sie po meandrach życia.

I wyłacznie moim zdaniem rozstanie jest zdecydowanie lepsze niż tkwienie w zwiazku z ktorego pozostały juz zgliszcza.
Lepsze dla obu stron... choć dla jednej z nich moze to być ciężkie przezycie
Powrót do góry
lulka
Ewa chce spać


Dołączył: 29 Sie 2005
Posty: 11227
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1364 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 8:12, 04 Wrz 2008    Temat postu:

slepa i brzydka napisał:

milosci, ktora uskrzydla mowie tak.
tej, ktora przynosi cierpienie mowie pass.


Sęk w tym, że miłość nieodwzajemniona też uskrzydla. Nawet bardzo.
Cierpienie uskrzydliło niejednego poetę.

Nie zauważyłam pytania Animy...
I zgadzam się z tym co napisała Seeni w odpowiedzi za mnie jak i z Mateczką.
Byłam zakochana bez wzajemności, z wzajemnością, byłam porzucana i ja porzucałam.
Powiedzenie komuś "już Cię nie kocham", "Musimy się rozstać" jest dla mnie niezwykle trudne. I nie chodzi o sam moment wypowiedzenia tych słów. To się za mną wlecze, czuję się podle itd.
Co z tego, że wiem, że inaczej nie mogłam? Bo nie chciałam okłamywać, bo nie chciałam z nim być itd?
To nieracjonalne - w końcu nie moja wina, że mi przeszło. To jest dobre wytłumaczenie? Dla mnie nie bardzo.
Być może sama sobie pragnę komplikować życie, ale jest jeszcze coś takiego jak wdzięczność, wspomnienia - wraz ze słowami nie da się ich wymazać z czyjejś pamięci. I nawet jeśli nie jestem winna to czuję się mimo wszystko odpowiedzialna.
Później przychodzi taki moment, opamiętanie i tu mi pasują słowa, które ktoś napisał w dziale "bez identyfikatora": "Straciłem wszelką nadzieję, teraz mogę powoli zapomnieć" (czy jakoś tak).
Gdy porzucałam nie musiałam niczego tracić, ale żeby zapomnieć na tyle by móc swoje słowa wspominać bez żalu i poczucia winy musi upłynąć wiele czasu. I nie jestem wolna dopóki ten czas nie minie.
Na szczęście nigdy nie byłam kochliwa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mati.
criatura na końcu czasu


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 8185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1207 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 8:52, 04 Wrz 2008    Temat postu:

..taka miłość uskrzydla, bo człowiek cieszy się swoją miłością, sam się nią upaja..staje się twórczy, po prostu ma niezłego kopa. Ale z czasem zaczyna potrzebować dodatkowych bodźców, żeby karmić to uczucie. Jeżeli bodźców brak to cała radość obraca się w smutek i żal..

Niekarmiona miłość umiera, zależy tylko, co jej za karmę wystarczy... czasami koleżeńsko okazane zainteresowanie, ze zwykłej sympatii a czasami są to wydumane dowody..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
slepa i brzydka
madonna z wielkim cycem


Dołączył: 10 Cze 2006
Posty: 10000
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 964 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Vondervotteimittiss

PostWysłany: Czw 10:37, 04 Wrz 2008    Temat postu:

bosska napisał:
nie wiem, jak można negowac istnieje czyjejś miłości. miłość to miłość i tyle.

negowalabym gdybym powiedziala, ze nie istnieje. widac w powyzszych postach, ze istnieje, a jakze, co jednak zupelnie nie przeszkadza mi myslec, ze to jest bez sensu.
okreslenie "bez sensu" nie rowna sie nagacji.

fedrus napisał:
Mocno zubożałoby nasze dziedzictwo kulturowe gdyby nie platoniczne, nieodwzajemnione miłości.

tak, no poetom dawalo to wene. mnie nie.
wygladalam jak w opisie Seeni, bez kilku kilogramow i zaden rym wart powielania nie przyszedl mi do glowy. a poznanie calej gamy emocji, na jakie pozwalal sobie moj oszalaly umysl bylo przezyciem ciezkim, samobojczym i zdecydowanie nie polecam.

bosska napisał:
znalazłam takie coś w książce, którą własnie mam na biurku i ją przeglądam:
"take responsibility for something doesn't make your fault: it means that you will be accountable for resolving the situation."

nie rozumiem tego tekstu, mozesz podac swoja interpretacje, bo serio nie lapie. ze niby jak, wezme za cos odpowiedzialnosc, to pomoze mi to rozwiazac problem?

lulka napisał:
ktos na bez identyfikatora napisał:
"Straciłem wszelką nadzieję, teraz mogę powoli zapomnieć"

troche tak, jak ja o tym pisze... tylko zamiast czekac, az samo minie i pozostawi rany, moze lepiej samemu postarac sie przekonac. ja to np. moge sobie wszystko wmowic...
________________________________
uzytecznosc cierpienia wynikacjacego z niespelnionej milosci pod postacia weny tworczej jest dla mnie naprawde znikoma korzyscia. nie, nie ciesze sie miloscia nieodwzajemniona - strata czasu i emocji. zaslepienie, ktore moze skutkowac tym, ze nie zauwazymy kogos wartosciowego, kto cichutko puka do naszego serca. 050


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez slepa i brzydka dnia Czw 10:39, 04 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
AliAs99
Gość





PostWysłany: Czw 10:54, 04 Wrz 2008    Temat postu:

slepa i brzydka napisał:
nieodwazajemnione uczucie nie ma racji bytu.

No jak to? A wtedy, kiedy pisała Pani o swoich do mnie uczuciach, to były żarty?
Powrót do góry
slepa i brzydka
madonna z wielkim cycem


Dołączył: 10 Cze 2006
Posty: 10000
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 964 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Vondervotteimittiss

PostWysłany: Czw 11:00, 04 Wrz 2008    Temat postu:

...kiedy tylko okaze sie/uswiadomimy sobie, ze jest nieodwajemnione.
czy teraz latwiej to pojac?

jesli tyle osob mnie nie rozumie, znaczy, ze zle sie wyrazam

odnosnie naszej sprawy, Panie Aliasie - z Pana powyzszym postem moje uczucie do Pana przeminelo bezpowrotnie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
AliAs99
Gość





PostWysłany: Czw 11:25, 04 Wrz 2008    Temat postu:

Mogę jeszcze wyedytować ten mój poprzedni post, może uczucia powrócą.

Ale tak w ogóle, to uczuć nie można tak do końca sobie racjonalizować. Ani matematycznie przeliczyć. Jeśli ktoś mnie kocha w mniej niż na 80% mojej miłości, to będę musiał tę swoją miłość zweryfikować?

A zresztą, o czym my tutaj w ogóle mówimy. Natura nas zaprogramowała, żeby kochać partnera/partnerkę oraz żeby kochać swoje dzieci. Bo wtedy (jak miłość istnieje), są większe szanse na to, żeby gatunek przetrwał, dalej się rozwijał (rozmnażał). Matematyką i statystyką posługuje się natura, my do takich danych nie mamy dostępu. Wydaje nam się, że porzucamy kogoś z własnej woli, lub też kochamy kogoś z jakichś wzniosłych powodów, a tymczasem to wszystko jest już w pewien sposób zaprogramowane. Natura szuka najlepszego dopasowania partnerów, żeby zwiększyć szanse gatunku.
Powrót do góry
animavilis
Gość





PostWysłany: Czw 11:57, 04 Wrz 2008    Temat postu:

Od dawna podejrzewałam, że jestem błędnie zaprogramowana.
Powrót do góry
slepa i brzydka
madonna z wielkim cycem


Dołączył: 10 Cze 2006
Posty: 10000
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 964 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Vondervotteimittiss

PostWysłany: Czw 12:03, 04 Wrz 2008    Temat postu:

nic podobnego anima! teoria Pana Aliasa jest grubymi nicmi szyta i dobrze wiemy, lep jakiej propagandy kryje sie za tymi nicmi... Gdyby natura tak milosnie programowala, to np. kroliki by sie tak nie...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
bosska
Gość





PostWysłany: Czw 12:31, 04 Wrz 2008    Temat postu:

slepa i brzydka napisał:


bosska napisał:
znalazłam takie coś w książce, którą własnie mam na biurku i ją przeglądam:
"take responsibility for something doesn't make your fault: it means that you will be accountable for resolving the situation."

nie rozumiem tego tekstu, mozesz podac swoja interpretacje, bo serio nie lapie. ze niby jak, wezme za cos odpowiedzialnosc, to pomoze mi to rozwiazac problem?



ja to przetłumaczyłabym coś w ten deseń, że branie odpowiedzialności za coś nie czyni/sprawia Twojej winy - oznacza, że będzie się odpowiedzialnym za rozwiązanie tej sytuacji (czyli, że będzie się rozliczonym ze sposoby rozwiązania tej sytuacji)....

ale może moje tłuamczenie własne jest błędne. książka nosi tytuł "making things happen - mastering project management" a ja zazwyczaj tłumaczę wszystko intuicyjnie Anxious
Powrót do góry
slepa i brzydka
madonna z wielkim cycem


Dołączył: 10 Cze 2006
Posty: 10000
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 964 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Vondervotteimittiss

PostWysłany: Czw 12:35, 04 Wrz 2008    Temat postu:

ahh, no tak... nawet ladne

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zadziora
Gość





PostWysłany: Czw 12:49, 04 Wrz 2008    Temat postu:

dosłowne tłumaczenie cytatu Bosskiej, to: wzięcie odpowiedzialności za coś nie oznacza winy (przyznania się do porażki): oznacza, że będziesz odpowiedzialny za rozwiązanie sytuacji (czyli rozumienie intuicyjne Bosskiej jest ok). w project managemencie to tłumaczenie można objasnić mniej więcej tak, że jeśli coś się kiepści, wzięcie na siebie odpowiedzialności i podjęcie odpowiednich kroków, by powstałemu problemowi przeciwdziałać, nie jest traktowane jako przyznanie się do porażki/winy za niepowodzenie projektu, a jako powzięcie wszelkich możliwych środków na rozwiązanie problemu i zrealizowanie projektu mimo wszystko, np w postaci wdrożenia planów naprawczych; wiem, trochę to masło maślane, ale mniej więcej o to chodzi...
jak to można przełozyć na relacje, o których jest topik, zrywając z kimś (kto wciąż do nas żywi uczucia i cierpi) i biorąc na siebie, w pewnym sensie, odpowiedzialność za to, co się z tą osobą dzieje, oznacza jedynie próbę rozwiązania sytuacji w możliwie najbardziej niekrzywdzący sposób...
czyli jak już pisałam wcześniej, młoda kobieta o której wspomniał Stalowy i tak cierpi i będzie cierpiała, jeśli on utnie tę znajomość, byc może, będzie cierpiała krócej, bo pozbawiona nadziei i kontaktu, będzie musiała przejść nad swoją stratą do porządku dziennego


Ostatnio zmieniony przez zadziora dnia Czw 12:51, 04 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
bosska
Gość





PostWysłany: Czw 12:52, 04 Wrz 2008    Temat postu:

zadziora napisał:
dosłowne tłumaczenie cytatu Bosskiej, to: wzięcie odpowiedzialności za coś nie oznacza winy (przyznania się do porażki): oznacza, że będziesz odpowiedzialny za rozwiązanie sytuacji. w project managemencie to tłumaczenie można objasnić mniej więcej tak, że jeśli coś się kiepści, wzięcie na siebie odpowiedzialności i podjęcie odpowiednich kroków, by powstałemu problemowi przeciwdziałać, nie jest traktowane jako przyznanie się do porażki/winy za niepowodzenie projektu, a jako powzięcie wszelkich możliwych środków na rozwiązanie problemu i zrealizowanie projektu mimo wszystko, np w postaci wdrożenia planów naprawczych; wiem, trochę to masło maślane, ale mniej więcej o to chodzi...
jak to można przełozyć na relacje, o których jest topik, zrywając z kimś (kto wciąż do nas żywi uczucia i cierpi) i biorąc na siebie, w pewnym sensie, odpowiedzialność za to, co się z tą osobą dzieje, oznacza jedynie próbę rozwiązania sytuacji w możliwie najbardziej niekrzywdzący sposób...
czyli jak już pisałam wcześniej, młoda kobieta o której wspomniał Stalowy i tak cierpi i będzie cierpiała, jeśli on utnie tę znajomość, byc może, będzie cierpiała krócej, bo pozbawiona nadziei i kontaktu, będzie musiała przejść nad swoją stratą do porządku dziennego


co z oczu to z serca?

ps. ładnie wyjaśnione tamto powyżej
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum po 30-tce Strona Główna -> Te Sprawy... Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 4 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin