Forum po 30-tce Strona Główna po 30-tce
niezwykła strona niezwykłych użytkowników
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Czy to moglo zdarzyć się naprawdę
Idź do strony 1, 2, 3 ... 9, 10, 11  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum po 30-tce Strona Główna -> Po 30-tce
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
rosegreta
Gość





PostWysłany: Sob 15:52, 13 Cze 2009    Temat postu: Czy to moglo zdarzyć się naprawdę

Konsultowałam się z Mati czy założyć taki temat czy nie.
Brak mi trochę zawsze pewności siebie, przyznaję.
Zabawa będzie polegała na tym, że ktoś napisze jakąś historię, na podstawie swojego życia lub kogoś innego. Oczywiście bierze tylko pomysł ( dowolność przedstawienia sytuacji i miejsca). Albo wymyśli fikcyjną sytuację. A czytający powiedzą czy ich to przekonało czy nie. Czy mogło się wydarzyć czy to tylko fikcja. Czy ta historia wydarzyła się naprawdę czy nie?
Zapraszam wszystkich do pisania. Angel
Pana Janusza też, upst przepraszam Janusza. Nie zachęcam tylko Pana Duina, ale to z przekory.
Powrót do góry
Mati.
criatura na końcu czasu


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 8185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1207 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 16:22, 13 Cze 2009    Temat postu:

znalazłam wśród swoich 'papierów'.. więc kopiuj=wklej..

Coś Ci pokażę!”- zawołał mnie machając ręką.
To było upalne lato, lipiec. Upragniona wolność każdego ucznia. Jak co roku pojechaliśmy na wieś, do domku, położonego w środku lasu z dala od męczących turystów .Wszędzie zawsze było ich pełno z tymi ciekawskimi, chytrymi spojrzeniami, łapczywie chłonącymi każdy intymny szczegół mojej chwili.

Tego dnia po drodze zatrzymaliśmy się w stadninie koni, która znajduje się w odległości jakiś czterech kilometrów od domku. Uśmiechnął się i wysiadł proponując mi to samo.
Zobacz Tutku!” - powtórzył, kiedy podeszłam bliżej. Uśmiech nie schodził z jego twarzy. Wyciągnął rękę i pogłaskał po chrapach stojącego na padoku konia. „Wsiadamy?” - zapytał. „Jasne, z Tobą zawsze” – powiedziałam zachwycona. Poklepał mnie po ramieniu, pocałował w czoło i ruszył w kierunku biura. Posłusznie poszusowałam za Nim. Wejście do stajni wessało mnie jak tornado, które rzucało mną od jednego boksu do drugiego póki całkowicie zmasakrowaną wypluło z drugiej strony długiego hangaru. Wyszłam zapuchnięta i wyglądałam jak tłusty kołacz. Oczy zwęziły się do rozmiarów trawki i ledwo oddychałam. Byłam uczulona na to, co wisiało w powietrzu, ale od tego dnia regularnie przyjeżdżaliśmy do stadniny pojeździć razem. Z czasem zaczęliśmy zapuszczać się do lasu, odkrywaliśmy piękne zakątki dzikich jeszcze kawałków zielonej oazy życia i cieszyliśmy się wspólną przygodą. Od zawsze lubi dzielić się swoimi pasjami i potrafi nimi zarażać innych.
To był dopiero początek..


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mati. dnia Sob 16:24, 13 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
rosegreta
Gość





PostWysłany: Sob 16:56, 13 Cze 2009    Temat postu:

Mnie to przekonuje. Nawet z tym uczuleniem.
Mati zaczęła. Śmiało. Ja w kompie to mam tylko bajki. Może jedną wkleję a jakąś historię napiszę kiedyś.


Ostatnio zmieniony przez rosegreta dnia Sob 16:57, 13 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
rosegreta
Gość





PostWysłany: Sob 16:59, 13 Cze 2009    Temat postu:

Tylko proszę się nie śmiać to dla małych dzieci było:
Zuzanka rozmawiała z Kaczuszką w kąpieli o uczuciach, właściwie o miłości.
Karol powiedział, że mnie kocha, wiesz myślę, że jemu się tak wydaje.
Oczywiście- przytakuje Kaczuszka chlapiąc wodą, Karolek jest jeszcze malutki, ma dopiero 5 lat i pewnie nie rozumie znaczenia słów.
W tym momencie odezwał się Misiaczek - Pluszaczek, najlepsza przytulanka dziewczynki,- Daj sobie spokój z chłopcami, masz jeszcze czas - nie rozumiejąc powagi rozmowy.
Zuzanka odpowiedziała na to zbulwersowana, Ty nic nie rozumiesz, nie masz przecież pięciu lat.
Powrót do góry
animavilis
Gość





PostWysłany: Nie 8:30, 14 Cze 2009    Temat postu:

Historia rose wydaje mi się prawdopodobna i jak najbardziej prawdziwa.

Z Mati mam problem, bo z jeden strony obiło mi się już kiedyś o uszy, że jeździ konno, z drugiej, ten wstęp - kupy się nie trzyma:

Mati napisał:

To było upalne lato, lipiec. Upragniona wolność każdego ucznia. Jak co roku pojechaliśmy na wieś, do domku, położonego w środku lasu z dala od męczących turystów .Wszędzie zawsze było ich pełno z tymi ciekawskimi, chytrymi spojrzeniami, łapczywie chłonącymi każdy intymny szczegół mojej chwili.


Dlaczego turyści mieliby chłonąć łapczywie każdy intymny szczegół chwili jakiegoś tam ucznia? Może to kompilacja prawdy i jakiejś lektury? Zaocznie, dam wiarę.
Tym bardziej, że w obu historiach nie ma niczego, co nie mogłoby się wydarzyć...

A oto moja historia

Przewidując, że samotna wyprawa trzech licealistek bez sprecyzowanych planów noclegowych nie wzbudzi aprobaty rodziny, wyruszyłam w tamte wakacje na "wycieczkę szkolną". Gdzieś na szlaku między Pieninami a Tatrami grupa powiększyła się, w sposób przypadkowy i spontaniczny, o dwóch piechurów ze stolycy. Już w piątkę domaszerowaliśmy do Bukowiny Tatrzańskiej, a tam, porą nocną, racząc się w kwaterze tanim winkiem [prawdziwym jabolkiem z jabłek - mój pierwszy w życiu (i, zdaje się, ostatni) jabolek (sentymentalne westchnienie)], wpadliśmy na błyskotliwy pomysł zwiedzenie lokalnego cmentarzyka. Na cmentarz dotarliśmy w wyśmienitym nastroju i pałętaliśmy się chwilę bezcelowo pośród alejek, panowie - popisując się odwagą i plotąc brednie o duchach, jedna z koleżanek - lekko histeryzując i nawołując do rychłego powrotu. W alejce na wprost malutkiego kościółka stał murowany grobowiec z blaszanymi drzwiami, który jako żywo przypominał mi płocki, w którym, przed wniesieniem zwłok do kościoła, na chwilę umieszczano zmarłych.
"W takich miejscach trzyma się czasem zwłoki przed wniesieniem do kościoła" - palnęłam bez specjalnej intencji.
Męska część towarzystwa okazała żywe zainteresowanie. Histeryzująca koleżanka była już śmiertelnie obrażona i trzymała się wyraźnie z tyłu, kiedy otwieraliśmy drzwi, bo, o dziwo! były otwarte i, o dziwo! w pomieszczeniu stała otwarta trumna ze zwłokami. Nawet biorąc pod uwagę niskie temperatury otoczenia, rzecz sprawiała wrażenie nieco dziwnej. Przyznam, że odkrycie to wytrąciło mnie z równowagi i nie odczuwałam potrzeby bliższej lustracji zwłok, rejestrując tylko, w nikłym świetle latarek, niezbyt ciemny strój zmarłej [bo była to kobieta], może popielaty(?) i lekko rozrzucone nogi w jasnych pantoflach.
Zresztą, całe towarzystwo straciło nagle wigor i w dyskretnym pośpiechu wycofaliśmy się z cmentarza. Drogi do kwatery nie zakłócaliśmy zbędnymi pogwarkami. Nie zakłócali nam jej też, blisko o drugiej w nocy, żadni spóźnieni przechodnie, oprócz stukającej obcasami kobiety, która przemknęła drugą stroną ulicy. Kobieta była w jasnych, wiosennych pantoflach i żakiecie. Mimo środka zimy, nie komentowaliśmy tego faktu ani w tamtej chwili ani później.
Powrót do góry
Poldek
googletyczny autopostowicz


Dołączył: 27 Sie 2005
Posty: 15624
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1119 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 8:49, 14 Cze 2009    Temat postu:

animavilis napisał:


A oto moja historia



bujda na resorach. Anima wylozyla sie na swoim "ostatnim jabolu"

animavilis napisał:

(i, zdaje się, ostatni) jabolek [i]


Angel


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
anmario
Gość





PostWysłany: Nie 9:47, 14 Cze 2009    Temat postu:

Słowa, których nienawidzę

Teraz jestem malutkim szkrabem, siedzę u dziadka na kolanach i z zapałem śpiewam piosenkę, którą mnie zaraził. Ma łatwo wpadającą w ucho melodię, porywający rytm i intrygujące, trochę za trudne dla pięcioletniego dzieciaka, ale zostające gdzieś w sercu słowa. Jesteśmy tak pochłonięci tym zajęciem, że teraz właściwie istniejemy tylko my i ta piosenka. Wybijamy takt klaskaniem w dłonie i ryczymy:

"Nie rzuucim zie-mi skąd! nasz! ród!..."

"Dziadku, co to jest ten ród?" - pytam jeszcze raz bo zapomniałem. "No tak" - kiwam głową, ród to mama, tato, dziadek i wszyscy ludzie, których kocham. To też i ja sam, to jakby coś więcej niż rodzina, która składa się przecież tylko ze mnie, z mamy i taty no i z mojej siostry o czym przypominam sobie trochę niechętnie, ale tylko trochę bo mama każe mi ją kochać. Aha, i czasem z babci.
"Ty dziadek nie jesteś rodzina tylko ród, tak?" - upewniam się bo boję się, że coś pomieszam i mama znowu będzie niezadowolona. "Babcia jest rodzina a dziadek ród" - powtarzam kilka razy by nie zapomnieć. Dotykam bruzdy, którą czas wyrzeźbił na jego twarzy i zamyślam się na chwilkę.
"Babcia jest bardziej pomarszczona" - oznajmiam bezsporny fakt. Mam niejasne odczucia, że powinno być odwrotnie, ale nie wiem skąd one się biorą, może zwyczajnie z obserwacji innych babć i dziadków. "A dlaczego ty nie mieszkasz z babcią?" - przypomniało mi się pytanie, które już dawno temu chciałem mu zadać, ale zapominałem. Z uwagą słucham wykładu o innej babci, która była jego żoną i która umarła jeszcze zanim się urodziłem oraz wyjaśnień, że ta babcia, o której wspominam jest babcią mojej mamy i z najwyższym zdumieniem dowiaduję się, że moja mama ma jeszcze inną mamę, która z kolei jest moją babcią, a ta babcia, którą nazywam babcią tak naprawdę jest moją prababcią. Czuję, że zaraz wszystko mi sie popląta.
"Aha, a ty jesteś tatą mojego taty?" - przypominam sobie z ulgą, jest coś znajomego, tak, mama ma mamę, tata tatę, ja też i wszystko znowu wydaje się być zrozumiałe.
"I my wszyscy, mama, tata, babcie i ty jesteśmy ród, tak?" - pytam dla pewności.
"Nie, tylko tata, ty i ja" - pada zaskakująca odpowiedź. Porównuję to czego sie teraz dowiedziałem z tym co już wiem i nie rozumiem. "No a mama?".
Dziadek cierpliwie wyjasnia, że mama pochodzi z innego rodu i postanowiła być w naszym, bo chciała zawsze być z moim tatą. Wcale mnie to nie dziwi, ja też chę być z moim tatą zawsze.
"To ja też mogę być kiedyś w innym rodzie?" - pytam chociaż nie mam zamiaru nic zmieniać. Doznaję lekkiego zawodu bo okazuje się, że nie mogę a moja mała, wrzaskliwa siostra jak najbardziej. "Dobra dziadek, spiewamy" - niezadowolenie przechodzi mi szybko bo przecież fajny jest ten mój ród i po co miałbym zmieniać go na jakiś inny.

"nie damy pogrześć mowy, polski my naród, polski lud"

Pogrześć... Znowu dziwne słowo, a zaraz potem naród. I ten lud. Ale nie ma czasu zastanawiać się nad tym, chcę to śpiewać:

"królewski szczep Piastowy"

A to co? Piaskowy? Kojarzy mi się to z piaskową babką, którą czasem robi mama, niezbyt dobrą. Ale tato ją bardzo lubi. Szczep? Tego zupełnie nie wiem. Znowu zasypuję dziadka pytaniami.
A więc Piast to był taki król, on tez nie żyje, tak jak ta babcia, której nie znam. Szczep to znowu coś jak rodzina, ale niedokładnie tak, w każdym razie to nieważne bo już i tak nigdzie nie ma tych szczepów więc nigdy ich nie zobaczę. Przy okazji dowiaduję się, że słowo 'pogrześć' też jest nieważne bo też go nie ma. Jakoś umyka mojej uwadze, że skoro jest w tej piosence to jest. Dziadek nie jest przez to mniej zapracowany bo musi wyjaśnić mi jeszcze co to znaczy gnębić, kim jest wróg i dlaczego mama nie przychodzi do niego do pokoju a on do nas. Nie mam czasu słuchać wyjasnień, bo teraz najlepsze:

"Nie bęędzie Niemiec pluł! nam! w twarz!"

Tak, to jest świetna piosenka! Zwinnie zsuwam się z kolan i biegnę przez korytarz do naszych pokojów. Szybko odnajduję mamę i ryczę z przejęciem:

"Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz!"

"Czego cię uczy ten stary pierdoła!" - oczy mamy zwężają się, jej twarz zasnuwa ta chmura, której nie cierpię i której się boję.
"Mamo, powiedz co to znaczy pierdoła?" - pytam z lękiem ale ciekawość jest silniejsza.
"Jak ty się wyrażasz!" - krzyczy mama - "Teraz widzisz do czego doprowadzają wizyty u twojej rodzinki" - syczy do taty - "jesteś za smarkaty aby używac takich słów!" - to znowu do mnie. Boję się coraz bardziej.
"Więcej tam nie pójdziesz i wreszcie będzie spokój!" - tupie nogą. Patrzę błagalnie na tatę, ale on odwraca wzrok.
Po moich policzkach spływaja łzy. Jest mi tak przykro, że nawet nie czuję klapsa, którego dostaję za to, że zapomniałem, że mężczyzna nie płacze.
Powrót do góry
rosegreta
Gość





PostWysłany: Nie 9:59, 14 Cze 2009    Temat postu:

Co do historii Animavilis (mam problem pisaniem nicka) wydaje mi się mało prawdopodobna ze względu na pewne szczegóły, ale przypomniał mi się tekst Zębatego
Z dedykacja dla Animavilis

W prosektorium najprzyjemniej jest nad ranem
Gdy szarzeje za oknami pierwszy świt
W oświetleniu tym korzystnie
Wyglądają starsze panie
A i panom nie brakuje wtedy nic
Oczywiście kiedy całkiem się rozjaśni
Pewne braki wyjdą na jaw tu i tam
Lecz na razie póki wszystko
Widać jeszcze niewyraźnie
Triumfuje dumne piękno ludzkich ciał

W prosektorium najweselej jest nad ranem
Później także tam wesoło , ale mniej
Świeży uśmiech opromienia
Tak poważne kiedyś twarze
A niektórzy szczerze szczerzą ząbki swe
Tylko jeden - ten co leży pierwszy z brzegu
Nie uśmiecha się bo głowy nie ma już
Lecz udziela mu się nastrój
Wytwarzany przez kolegów
W martwym ciele nadal mieszka zdrowy duch

W prosektorium najzabawniej jest nad ranem
Czasem spadnie coś ze stołu - czasem ktoś
Po czymś takim następuje
Ożywienie zrozumiałe
Krótkotrwałe bo dzień wstaje jak na złość
Jasny dzień ma swoje różne jasne strony
Lecz ja jednak mimo wszystko twierdzę, że
W prosektorium najprzyjemniej
Moim zdaniem jest nad ranem
Zresztą sami przekonacie o tym się
Powrót do góry
rosegreta
Gość





PostWysłany: Nie 12:34, 14 Cze 2009    Temat postu:

Kolejna historia
Wyszłam późno. Znów spóźnię się do pracy. Szłam szybkim krokiem na przystanek tramwajowy. Kiedy nagle zostałam ochlapana wodą z brudnej kałuży przez nadjeżdżający samochód. Co za pech. W tym momencie czułam jak mi rośnie ciśnienie. W czaszce czułam pulsowanie. Wściekła zapamiętałam kolor, markę i kawałek nr rejestracyjnego. Pewnie i tak mi to nic nie da. Jednak jak kiedyś spotkam to …………… Musiałam być bardzo wściekła, bo jednak rzadko mam tyle agresji w sobie.
W tramwaju ścisk. Te mieszane zapachy zawsze mi przeszkadzają.
Doszłam do budynku, w którym znajduje się biuro mojej firmy. Moim oczom na parkingu ukazał się widok. Jest, to prawdopodobnie ten samochód. Marka, kolor i końcówka rejestracji się zgadza. Zaczęłam najpierw delikatnie, później z impetem uderzać w samochód. Niech się alarm włączy to pewnie się zjawi. Musiałam się na kimś wyładować. Stres z poprzedniego dnia, stres związany spóźnieniem i ten nowy płaszcz w brązowe kropki obecnie, żeby chociaż równe. No i się zjawił. Taki jakiś normalny. Widać, że zmieszany a może wstrząśnięty, w każdym razie zdziwiony. Grzecznie spytał się w czym może pomóc. Pomóc – pomyślałam, ja ci pomogę. Zaczęłam swoją mowę – o tym jak ciężko pracuję, o tym, że chcę mieć spokój, o tym, że kupiłam sobie nowy płaszcz i dowiedział się przy tym, że jest winny nie tylko zabrudzeniu płaszcza, ale jeszcze kilku innych zbrodni co najmniej.
Skonsternowany mężczyzna grzecznie podał mi swoją wizytówkę, poprosił o rachunek z pralni i odszedł.
Doczołgałam się do biura firmy. Sekretarka powiadomiła mnie o trwającym już zebraniu. No tak, przypomniałam sobie, dziś miał przyjść nowy szef.
Swoje kroki skierowałam i tak najpierw do łazienki, ponieważ w lusterku samochodu spostrzegłam, że twarz mam też zachlapaną. Ogarnęłam się i weszłam do sali.
I wiecie co ujrzałam. To było jak porażenie pioruna. Właściwie nie wiem jak się czuje człowiek porażony piorunem, za to prądem tak. Mężczyzna od zachlapania płaszcza, od wysłuchania mojej tyrady, raczej wylanej żółci, to mój nowy szef. Od dziś szukam nowej pracy-pomyślałam. A na dodatek nie chcąc zwracać na siebie uwagi szukałam wolnego miejsca z tyłu i znów zamieszanie. Dojrzała mnie koleżanka i …….To było straszne. Powiedziała :Panie prezesie to nasza koleżanka z działu logistyki……….
Niestety podłoga się nie zapadła.
Powrót do góry
Pochodzenie O-Ren Ishii
maszynista z Melbourne


Dołączył: 05 Maj 2008
Posty: 5578
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 363 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: centrum PL
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 12:41, 14 Cze 2009    Temat postu:

Ciepełko...
Ciepełko odpowiednie dla kraju w którą głównym Bogiem przez tysiąclecia był Bóg Deszczu, idąc po półpłynnym asfalcie myśli zaczynają krążyć wokół poprzedniego wieczora i dyskusji z jakimś autochtonem o dziwo mówiącym cośtam po angielsku i ta nazwa – Izalco – Latarnia Pacyfiku – dumnie brzmi, nie ? Dlaczego nikt nie oferuje wycieczek w to miejsce ? W lokalnym biurze tour-operatora mówią „nie ma chętnych”, „drogo”, „wypadki”... ale ogólnie jak znajdę chętnych to nas zawiozą za 750 USD ... no coż, moją wadą jest to że wpadając na pomysł który klasyfikuję sobie w głowie jako „świetny”, to ten pomysł już jest faktem, on nie podlega dyskusji ani modyfikacjom gdyż ludzkość powinna docenić kolejne objawienie które PORI im zsyła... na pierwszy ogień poszła moja baba-jaga – nawet szybko się zgodziła, dalej zaczęły się schody – złaziłem cały hotel w poszukiwaniu ludzi z którymi już się zintegrowałem (najczęściej pijąc w barze) – efekt – para z Kanady... kiepsko...750 USD/4... lipa... wszystkim mina zrzedła a ja wtedy oznajmiam... „dzwonię po taksówkę !” Blue_Light_Colorz_PDT_02
Przyjechała taksówka, i mówię w czym rzecz:
- driving Izalco, later, driving Hotel (mówię powooooli i robię gest kierowania)
- si, si, blablandos, blablandos
- how much ? (i daję mu międzynarodowy ułatwiacz negocjacji czyli mały kalkulator)
- 150 USD (tu szatański śmiech słyszę w głowie – właśnie zaoszczędziłem 600 USD)
skończyło się na 100 USD....
kierowca okazał się bardzo miły, rozmowny, bardzo rozmowny, całą drogę nic tylko „blablandos, blablandos, pokazywanie rękami, blablandos” no to moi towarzysze robili zdjęcia na wszelki wypadek tym rzeczom a ja byłem zajęty patrzeniem na drogę żeby jakby co to mu powiedzieć żeby się też popatrzył... Blue_Light_Colorz_PDT_02
Dojechaliśmy do parku narodowego z którego mieliśmy się udać na Izalco czyli 1900-metrowy wulkan. Taksówkarz podszedł do strażnika i coś mu tam opowiada pokazując na nas. My natomiast zaczęliśmy relaks, grupa poszła zwiedzać, ja siadłem z papieroskiem... podchodzi taksówkarz i mówi:
- blablandos, senor, blablandos
- si, si, driving hotel, si
- blablandos srandos dupandos ?
- si si...
- si senor
to powiedziawszy, wsiadł w auto i pojechał w pizdu....
Moja grupa wyrosła jak spod ziemi, fenomen normalnie, i od razu atak „o czym z nim gadałeś ??????!!!!!!!”, no więc tłumaczę „nooooo.... że on przyjedzie po nas później....” a moja baba jaga popatrzyła mi się w oczy i oznajmiła wszem i wobec „he has no fucking idea !!!”... no i miałem pierwszy bunt na pokładzie, przed grubszym problemem w Salwadorskiej dżungli ocalił mnie Strażnik który podszedł i spytał „Izalco ?” po czym pokazał na grupę, około 50 osób, i poszliśmy....
Idziemy przez dżunglę, ścieżka szerokości 50 cm, bardzo przyjemnie, malowniczo, cisza... każdy chłonie ten nienaturalny klimat do siebie, cały czas w dół.... godzina, druga godzina, trzecia, kilka osób już się poddało, aż wreszcie widzimy słońce przedzierające się przez roślinność, wychodzimy na polanę i widzimy Izalco.... wielki, zajebisty Wulkan puszczający dymka... wulkan w formie stożka, nie posiadający drogi dostępu, bez ułatwień, bez wersji „dla początkujących”, bez ściemy... kamienny skurwysyn wysyłający w powietrze dymki układające się w litery „LOL”... zrezygnowało więcej niż pół grupy w tym kanadyjczycy, zostało ze 20 osób....
Stożek nie był takim zwykłym stożkiem, był wklęsły, im bliżej szczytu tym większy kąt nachylenia....sama wspinaczka polegała na tym żeby stawiać nogę na dużych kamieniach które dawały jako taką stabilność, inne, te wulkanicznego pochodzenia i popiół wulkaniczny nie dawały szans, tzn. robiło się metr w górę po czym wszystko osuwało się 2 metry w dół – samo odpadnięcie od zbocza groziło kalectwem lub śmiercią, nie było miejsce gdzie lecące ciało mogłoby się zatrzymać... po godzinie miałem dość, stawiałem nogę wyżej a byłem w tym samym miejscu albo niżej... już wiedziałem że nie mam tyle siły, chciałem zejść na kolana żeby na czworaka się wdrapywać dalej ale jak tylko przyłożyłem dłonie do podłoża to podskoczyłem w górę jak sarenka, to groziło POPARZENIAMI ! Jeżeli jeszcze nie rozumiałem dlaczego czczono tutaj akurat Boga Deszczu to już wszystko zrozumiałem... po prostu żaden inny bóg nie miał szans zdobyć serc ludzi w obliczu Boga dającego deszcz... może tylko Bóg Śniegu albo Bóg Piździ-Jak-W-Kieleckim mogliby powalczyć ale ani śnieg ani Kielce nie były tutaj znane....Parę chwil później zacząłem czuć lekkość w kolanach, przyjemne „mróweczki” na ciele, zrobiło się ciemniej i chłodniej... plamki przed oczami które od dłuższej chwili widziałem zaczęły wirować coraz szybciej i szybciej... i taki fajny gwizdek w uszach gwizdał... i już wiedziałem że odlatuję i w końcu odpocznę....
I wtedy Strażnik który od dłuższej chwili szedł za mną krok w krok chwytając za koszulę posadził mnie na tych rozgrzanych kamieniach i wylał mi na łeb butelkę mineralnej... za to nie pozwolił mi się napić więcej niż łyk.... Dochodziłem do siebie słuchając jak ta moja ze strażnikiem uzgadnia drogę powrotu więc nic innego mi nie zostało jak zapytać uprzejmie „a kto idzie z powrotem ?” a ona mi mówi „MY ! MY idziemy z powrotem”, no więc mówię „aha, no to idźcie...” no i drugi bunt na pokładzie... ale po krótkiej szczekaninie poszliśmy dalej....
Na Izalco wylazło 12 osób z 50-ciu (nie licząc kilku Strażników)... a ja byłem najgrubszy i najstarszy z nich...
Po powrocie do punktu startowego położyłem się na ziemi i leżałem pół godziny w bezruchu...

i wszystko...

aha,
taksówkarz na nas czekał więc tylko rzuciłem zjadliwie „a nie mówiłem ?” Blue_Light_Colorz_PDT_02


Post został pochwalony 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mati.
criatura na końcu czasu


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 8185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1207 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 13:18, 14 Cze 2009    Temat postu:

ZZZZZZZzzzzzzzz ZZZzzzz ZZZZZZZZZZZZZzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzz ZZ ….

Ten dźwięk rzeźnickiego wiertła.. i ból..

Ufffff.. łapię głęboki oddech a przed oczami zaczynają tańczyć mroczki. Czuję, że głowa zaczyna mi ciążyć i powoli tracę ostrość. Zamykam oczy. Uffff.. znowu sapię. Próbuję skoncentrować myśli na muzyce, która dolatuje z radia stojącego na parapecie. To chyba Trójka, albo program I.

ZZZZZZZzzzzzzzz ZZZzzzz ZZZZZZZZZZZZZzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzz ZZ ….

Nie wiem, nie wiem. Myśli uciekają i znowu czuję ciężar oddechu. Zimny dreszcz przebiegł po moich plecach. Rozglądam się próbując znowu skupić na czymś myśli. Piwnica, ciemna. Pod małym okienkiem żółta żarówka, obok szklana szafka z instrumentami. Na ścianach pełno grafików i rysunków fantasy. Na podłodze brązowe linoleum. Gierek?

ZZZZZZZzzzzzzzz ZZZzzzz ZZZZZZZZZZZZZzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzz ZZ ….

..znowu wsysa mnie otchłań czarnej dziury. Lecę w jej kierunku bezwolnie poddając się. Jest mi już tak słabo, że ledwo siedzę.

‘Stop!’- mówię.. Bzyczenie ustało. ‘Stop, muszę się zebrać do kupy’.
Czuję jak powoli odpływam. Pochyliłam się do przodu i położyłam czoło na oparciu krzesła. Uffff.. 'Teraz mogę zasnąć', pomyślałam i poddałam się temu. Człowiek siedzący z tyłu cierpliwie czekał.
Z doświadczenia wiem, kobiety znoszą to lepiej. Halo? Halo?” usłyszałam głos zza światów. Czułam, że powinnam zareagować, ale nie miałam siły wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Pot spływał mi po plecach. Było błogo i spokojnie. Nie chciałam wracać. Bałam się, że nie dam już rady.
Zmusiłam się w końcu, by zadać jedno jedyne pytanie. „Ile jeszcze?’ zapytałam ledwo słyszalnym głosem.
„To dopiero początek” odpowiedział mężczyzna. Uffffff… mroczki wróciły, oddech przyspieszył a puls spadł zdecydowanie poniżej granicy przyzwoitości.
‘Może zrobimy to na raty?’ pociągnęłam temat.
„Spokojnie, z doświadczenia wiem, że mdleje się tylko raz. Potem idzie już nieźle’.. odrzekł
‘Ok. To poproszę o szklankę wody’ zwróciłam bladą twarz w kierunku mojego ‘oprawcy’ i wstałam przytrzymując się stołu.
Wzięłam bzyczące, nieznośne urządzenie do ręki - sprawcę mej histerii - i wbiłam je w łopatkę człowiekowi, który nawet nie poczuł.
"Miło Ci? Miło?!!!" krzyknęłam wściekła.

..po chwili, kiedy wypiłam dwie szklanki mineralnej usiadłam z powrotem na krześle. Dałam radę. Poszło już gładko i przyjemnie, zupełnie jakby mi ktoś gwoździem ranił skórę.

pisząc to musiałam wypić dwie szklanki mineralnej..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mati.
criatura na końcu czasu


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 8185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1207 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 13:34, 14 Cze 2009    Temat postu:

glus napisał:
animavilis napisał:


A oto moja historia



bujda na resorach. Anima wylozyla sie na swoim "ostatnim jabolu"


niekoniecznie..
po jabolach są niezłe halucynacje
podobno
a po takiej akcji też bym się przerzuciła na szlachetniejsze trunki


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
rosegreta
Gość





PostWysłany: Nie 20:46, 14 Cze 2009    Temat postu:

Przygotowywały się do sesji. Miały dosyć już nauki. Postanowiły się trochę rozerwać.
I jak postanowiły tak zrobiły. Niedaleko akademika odbywały się dyskoteki. Oczywiście wcześniej wstąpiły do sklepu monopolowego, gdzie zakupiły alkohol tzw. szczeniaczki. Najpierw jednak musiały okazać się dowodem osobistym. Młode, wolne myślały, że życie jest proste – nauka i zabawa. Alkohol wypiły po drodze. Studentów nie stać na drinki w barze, a wejścia na dyskoteki dla dziewcząt były za darmo.
Na dyskotece przysiadło się do nich dwóch młodych mężczyzn. Dla młodych dziewcząt to nic dziwnego, zawsze jakiś mężczyzna się przysiadał. Mężczyźni postawili drinki i częstowali papierosami. Nikt wtedy nie słyszał o tabletkach gwałtu i itp. I taki mały incydent – do stolika podszedł młody chłopak i ostrzegał, że mężczyźni to znani dyskotekowi podrywacze. Ubawiło je to, bo jakie to miało znaczenie w tym momencie.
Skończyły się papierosy. Jeden z mężczyzn zaproponował, że pójdzie kupić i zwrócił się do drobnej brunetki, aby mu towarzyszyła. Część wieczoru ją adorował. Zgodziła się i wyszli.
Powiedział, że o tej godzinie to papierosy będzie można nabyć tylko w hotelu, a to jest daleko i zaproponował, że pojadą samochodem.
Był to pikap koloru czerwonego, może ciemno czerwonego. Otworzył drzwi i wsiadła. W środku zauważyła, że od strony pasażera nie ma klamki. Przez chwilę straciła pewność siebie i przeszedł ją dreszcz zimna. Mężczyzna wsiadł do samochodu i odjechał. Jak domyślała się nie pojechali w stronę hotelu. Zatrzymał się na jakimś pustkowiu. W tym momencie dziewczynie nic już nie pozostało jak czekać na rozwój sytuacji. Rozejrzała się po wnętrzu samochodu. Z tyłu był rzucony koc. Jednak odetchnęła z ulgą, gdy mężczyzna otworzył schowek w którym zobaczyła prezerwatywy. Pomyślała, że skoro pokazuje jej, że uprawia bezpieczny seks to nic jej nie grozi, nie jest jakimś zboczeńcem, gwałcicielem. Widać było ulgę malującą jej się na twarzy i wróciła pewność siebie. On zaczął gładzić jej włosy, później je całować. Doszedł do nosa i wtedy ona mu przerwała. Powiedziała, że przeprasza, ale swój pierwszy raz nie chce mieć z przypadkowym mężczyzną. Mężczyzna zmieszał się. Pocałował ja w rękę i przeprosił. Zaczęli rozmawiać. Opowiadał jej o swoich podróżach. Okazało się, że w schowku nie tylko ma prezerwatywy, ale też mapy. Co ją bardzo zdziwiło. Powiedziała mu o momencie w którym spostrzegła, że nie ma klamki od strony pasażera. Wyjaśnił, że nie chciało mu się naprawiać, bo nie było takiej potrzeby. Nie zauważyli nawet upływającego czasu. Kiedy wrócili większość towarzystwa czekała na zewnątrz lokalu. Koleżanki brunetki robiły jej wyrzuty. Dowiedziała się, że kolega mężczyzny z którym wyszła wcale nie jest jego dobrym znajomym. I też zaniepokoiła go długa nieobecność brunetki.
Dobrze, że ta historia skończyła się dobrze. Jak wytłumaczyć młodej osobie, że powinna być ostrożniejsza?
Powrót do góry
animavilis
Gość





PostWysłany: Nie 20:50, 14 Cze 2009    Temat postu:

glus napisał:

bujda na resorach. Anima wylozyla sie na swoim "ostatnim jabolu"

Wątpisz, że był ostatni??





Historia jest, oczywiście, prawdziwa.
Przynajmniej do pewnego momentu Blue_Light_Colorz_PDT_02




Urzekły mnie Wasze historie.

Obstawiam, że anmario, PORI i rose napisali prawdę, a Mati ściemnia. No, chyba że pokaże za szafą ten tatuaż

Kiedy się dowiemy, kto niecnie oszukiwał?
Powrót do góry
rosegreta
Gość





PostWysłany: Nie 20:54, 14 Cze 2009    Temat postu:

A o której historii moje piszesz, bo jedna napewno jest całkiem wymyślona na poczekaniu.
Też wydaje mi się, że historia Anmario i PORI są prawdziwe.


Ostatnio zmieniony przez rosegreta dnia Nie 20:56, 14 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Mati.
criatura na końcu czasu


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 8185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1207 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:18, 14 Cze 2009    Temat postu:

animavilis napisał:
Mati ściemnia. No, chyba że pokaże za szafą ten tatuaż


udowodnię, ale może niekoniecznie za szafą





(chyba, że już mi uwierzyłaś Blue_Light_Colorz_PDT_02, wpomnij mafię, niewierna!!! )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pochodzenie O-Ren Ishii
maszynista z Melbourne


Dołączył: 05 Maj 2008
Posty: 5578
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 363 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: centrum PL
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 21:52, 14 Cze 2009    Temat postu:

moje typy:

Mati - ściemnia
Rose - z szefem prawda (pozdrawiam koleżankę z logistyki Blue_Light_Colorz_PDT_02 ), z dyskoteką ściema
anmario - prawda
Anima - hmmm.... czyżby tzw. półprawda ?

a moja to.... już mówić czy trafiliście ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mati.
criatura na końcu czasu


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 8185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1207 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 21:57, 14 Cze 2009    Temat postu:

Twoje to - prawda

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kewa
optymistyczna realistka


Dołączył: 05 Lis 2005
Posty: 24976
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1879 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: prawie Wrocław

PostWysłany: Pon 7:14, 15 Cze 2009    Temat postu:

Wszystkie historie są prawdziwe (o święta naiwności ), Animy oczywiście też, halucynacje po jabolku - rzecz ludzka i prawdziwa, historia Rose z szefem - zmyślona. Było ochlapanie, był szef, ale nie było tarabanienia w auto Blue_Light_Colorz_PDT_02
I jak? Dobre typy?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
szb
maszynista z Melbourne


Dołączył: 05 Lip 2006
Posty: 4496
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1206 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 9:26, 15 Cze 2009    Temat postu:

Dawid wszedł do pokoju i zobaczył ojca jakiego dotąd nie miał okazji oglądać. Błądzący gdzieś poza murami dużego pokoju wyciągnął do niego rękę z kawałkiem papieru.

Masz, sprawdź ty - powiedział otumaniony, wręczając kupon Dawidowi.

Dawid zaczął sprawdzać kolejne liczby z telegazetą.
Po chwili:

Szóstka jest, jest szóstka, tato masz szóstkę ... trafiłeś szóstkę. (!)

Ale ... kupon jest sprzed tygodnia. d'oh!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum po 30-tce Strona Główna -> Po 30-tce Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3 ... 9, 10, 11  Następny
Strona 1 z 11

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin