Forum po 30-tce Strona Główna po 30-tce
niezwykła strona niezwykłych użytkowników
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

..wanna see Hell?
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 11, 12, 13  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum po 30-tce Strona Główna -> Travel
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mati.
criatura na końcu czasu


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 8185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1207 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 19:19, 13 Kwi 2009    Temat postu:

..Stalowy.. gapili się, bo biały człowiek to cały czas jest ktoś 'nie-z-tej-ziemi'.. nie zdziwiłabym się gdyby większością tych gapiów to byli geje..

..wieczorem dotarliśmy ponownie nad Ganges. Zbliżała się godzina 19 i niebo zrobiło się już ciemne. Nad rzeką kłębił się tłum ludzi, w którym każdy zmierzał w innym kierunku. I znowu dało się słyszeć drażniące ‘chai,chai’ względnie ‘wanna boat?’.. Przy drewnianych podestach nad wodą kręcili się młodzi ludzie przygotowujący miejsce do jakiejś celebracji. Nad każdym z podestów, a było ich siedem, paliły się kolorowe, zrobione z lampek parasolki. Młodzi donosili kwiaty i kadzidła.. w tle z głośników zawodził mantry jakiś męski głos. O co tu chodzi? Zapytałam jednego ze stojących obok mnie Hindusa. „Ganga Arti” odpowiedział i z taką wiedzą mnie zostawił uważając chyba, że to tłumaczy mi wszystko. Niestety, nadal pozostałam nieświadoma. Nawet nie wiedziałam czy dobrze go zrozumiałam.

[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

„Dla ignoranta świat jest bardziej interesujący..’
..zaczęło się.. na każdym z podestów stał człowiek, ubrany w mnisie szaty. Wszyscy w tym samym tempie wykonywali te same ruchy.. Śpiewy i zawodzenia nie ustawały, towarzyszyły im bębenki a ich rytmy, równomierne i powtarzające się pozwalały wpaść w rodzaj transu. Mnisi zaczęli kręcić się w koło kadząc tak mocno, że w mgnieniu oka cały rejon znalazł się w chmurze zapachów.

[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

Pociągając za długie sznurki, dzwonili przy tym dzwonkami zawieszonymi nad ich głowami.. Było to wszystko bardzo zjawiskowe i zatopione w niesamowitej, dziękczynnej atmosferze radości. Trwało na tyle długo, że uczestnicy poddawali się atmosferze bez oporów, chłonąc tak jak my, to wszystko co inne, nowe, emocjonalne.. Mnisi unieśli do góry zapalone świeczniki i poruszając nimi śpiewali modlitwy świętej rzece. Jak się okazało, Ganga Arti to celebracja Gangesu. To oddanie czci wodzie, która spełnia wszystkie oczekiwania i zaspakaja wszystkie potrzeby mieszkańców Varanasi. Fale błyskały w mizernych światełkach a na wodzie gdzie niegdzie dryfowały zapalone świeczki, które puszczane przez turystów z łódek miały na celu ‘oswobodzenie ducha’ od wszystkich złych mocy. Celebranci rozrzucali świeże, kolorowe kwiaty do wody a my, urzeczeni widokiem patrzyliśmy w czarną przestrzeń bez mrugnienia okiem.. Siedzieliśmy na schodach. Na tyle daleko od tłumu, że nikt nas nie zaczepiał, nikt niczego nie chciał, o nic nie prosił. To była ta jedna z kilku zaledwie, pożądanych chwil spokoju. Idylla pochłonęła nas tak bardzo, że całkiem straciliśmy poczucie czasu.. straciliśmy je zresztą dawno temu, kiedy okazało się, że w Indiach jednostki na zegarze mierzy się nieco inaczej.. tak jakoś niestandardowo .. Czułam się lekko, swobodnie..

[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

Wieczorem to miejsce wygląda zupełnie inaczej niż w ciągu dnia, kiedy to kiepsko opłacany ‘serwis sprzątający’, przelewa litry wody z rzeki na schody i zmywa tony śmieci z powrotem do jej nurtów. Ludzi jest wtedy mniej, bo uporczywy skwar nie służy spacerom.. chyba, że masz tylko trzy dni na enigmatyczną próbę wczucia się w klimat. Mieszkańcy zwyczajowo w ciągu dnia śpią gdzie popadnie. Najlepiej mają właściciele małych sklepików. Wyłożeni na swoich łóżkach lub szmatach na ziemi. Robiąc zresztą zakupy można liczyć się z tym, że właściciele sklepów zaproszą klientów na posiadówkę i oglądanie, bo przecież ‘patrzenie nic nie kosztuje’..Zwyczajowo w takim jednym sklepie można spędzić zdecydowanie więcej czasu niż zakładaliśmy.. dlatego asertywność w Indiach ma ogromną cenę..dla chcących zaoszczędzić i nie dać wpuścić się w maliny.. Oczywiście liczyć trzeba się również z tym, że słowo ‘nie dziękuję’ wiąże się z niezadowoleniem.. Nieraz słyszeliśmy ‘jesteście moim pierwszym klientem i jeśli niczego nie kupicie nie będę miał dobrego utargu’, albo ‘serce mi się kraje i powodujecie we mnie poczucie nieszczęścia’.. Znowu granie na uczuciach.. Grunt to się tym nie przejmować, co przychodzi niezwykle łatwo kiedy czujesz, że otaczają Cię kanciarze, kombinatorzy i naciągacze.. Niewykluczone jest również to, że chyba wpadliśmy w swego rodzaju paranoję i węszyliśmy podstęp w każdym zbliżającym się człowieku.. Faktem jest, że zwykle mieliśmy rację..

Ganga Arti się skończyło.. Kadzidła się wypaliły, świece pogasły, śpiewy ustały.. szum i odgłosy zachwytu pozostały jednak powodując, że miejsce trwało nadal w aurze pozytywnych energii.

..kiedy wracaliśmy do hotelu było już całkiem ciemno. Na szczęście drogę znaliśmy na pamięć.. Najpierw prosto wzdłuż wysokich, zniszczonych budynków i niezliczonej ilości sklepików.. Potem przy kościele św. Tomasza w prawo i cały czas prosto.. Na drugim rondzie w prawo i tuż za ciągiem baraków w lewo.. w małą, boczną uliczkę. W sumie jakieś cztery kilometry.. Wejście do hotelu prowadziło przez mały park, w którym stojąca woda oddawała w eter tak niewyobrażalny smród, że …polubiłam swąd zgniłych jaj.. W zasadzie gdybym miała kierować się dokądkolwiek za ‘zapachem’ utknęłabym w labiryncie kręcąc się wkoło.. całego miasta..

[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Mati. dnia Pon 19:20, 13 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
saper
mściwy półgłówek


Dołączył: 09 Lut 2009
Posty: 3801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 507 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: skontenera
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 8:52, 14 Kwi 2009    Temat postu:

a kiedy bedom tzytzunie ?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
STALKER
drzewo morelowe


Dołączył: 30 Lip 2008
Posty: 4098
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 346 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 11:21, 14 Kwi 2009    Temat postu:

No właśnie , te indyjskie kobiety w filmach zawszę i to zawszę mają takie jędrne i kształtne 75 DD . Czy to prawda Mati ? ( no rzeźby też tak mówią niby ) Anxious Anxious

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mati.
criatura na końcu czasu


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 8185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1207 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 12:14, 14 Kwi 2009    Temat postu:

..noo.. uhmm.. d'oh!

widziałam tylko piersi starych mniszek.. i pominąwszy fakt, że sterczą tylko, gdy te chodzą na czworakach to nie miałam się czym zachwycać..
ciemna skóra.. brązowe brodawki, nieco pomarszczone.. takie jakie mają białe kobiety.. a gabaryty? cóż rzec mogę? normalne.. ciężko tak ocenić spod sari, a w strojach kąpielowych to one nie ganiają..
Ale rowijajac ten temat..
..jakie mogą być piersi? aksamitne i miękkie w dotyku, albo też nieco chropowate, jeśli nie używa się balsamicznych kremów.. Większe i jędrne, bez śladów celulitu jeśli skóra jest elastyczna i dobrze reaguje na zwiększającą się masę ciała.. mogą również dyndać niczym wahadło zegara stojącego i majtać się pod bluzką.. mogą być małe takie, że zmieszczą się w małej, damskiej dłoni.. i wielgachne niczym przerośnięte grejpfruty.. mogą być blisko siebie co daje wrażenie 'zeza' lub też 'rozstawione po kątach' chować się niemal pod pachami.. brodawki mogą sterczeć niczym guziczki, względnie haczyki a skóra na nich bywa nieco pomarszczona.. Podejrzewam, że o operacjach plastycznych w Indiach raczej nie ma mowy, dlatego śmiem twierdzić, że piersi tamtejszych kobiet są po prostu naturalne..

..boszzzzz... pogalaopowała mi wyobraźnia..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Poldek
googletyczny autopostowicz


Dołączył: 27 Sie 2005
Posty: 15624
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1119 razy
Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Wto 13:08, 14 Kwi 2009    Temat postu:

...mateczka... napisał:

..boszzzzz... pogalaopowała mi wyobraźnia..


tiaaa..jesli slyszalas za soba tetent jakby stado rozwscieczonych sloni galopowalo przez pierwotna dzungle to znaczy ze byla to moja wyobraznia gnajaca tuz za Twoja Shhh


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
STALKER
drzewo morelowe


Dołączył: 30 Lip 2008
Posty: 4098
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 346 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 13:46, 14 Kwi 2009    Temat postu:

No to mają baloniki czy nie ? Mów wprost Mati nie ściemniaj nas !

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mati.
criatura na końcu czasu


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 8185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1207 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 14:09, 14 Kwi 2009    Temat postu:

..Glus.. niejeden ten - tent słyszałam..
pytanie który z nich był Twój.. Blue_Light_Colorz_PDT_02

..Stalowy.. w Moskwie z pewnością mają podobne
(chyba się tam zabiorę jednak, żeby empirycznie dowieźć swoim teoriom)

Angel


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
STALKER
drzewo morelowe


Dołączył: 30 Lip 2008
Posty: 4098
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 346 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 16:56, 14 Kwi 2009    Temat postu:

...mateczka... napisał:

(chyba się tam zabiorę jednak, żeby empirycznie dowieźć swoim teoriom)

Angel

Miało Mati , tam jest taka egzotyka ...
Ooo chyba niezła grupa się nazbiera na ten wyjazd


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
bea.ta
apiratka


Dołączył: 27 Sie 2005
Posty: 3801
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 219 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 14:04, 15 Kwi 2009    Temat postu:

Mam nadzieję mateczko, że tzytzki, baloniki Not talking itp nie przesłoniły Ci klawiatury i nie zamąciły w głowie na tyle , że jeszcze napiszesz ciąg dalszy z podróży

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mati.
criatura na końcu czasu


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 8185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1207 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 14:20, 15 Kwi 2009    Temat postu:

moje baloniki nie mają szansy nikomu niczego przysłaniać..
..muszę najpierw dokonać korekty zdjęć... i historia popłynie dalej szerokim korytem Gangesu Blue_Light_Colorz_PDT_02


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
illunga
Procyon Lotor


Dołączył: 06 Lip 2006
Posty: 8282
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 473 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Ankh-Morpork
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:03, 15 Kwi 2009    Temat postu:

Mati, czy było w czasie podróży coś takiego, co nie dawało się zakwalifikować jako egzotyka ? Nie wiem czy dobrze to napiszę,ale chodzi mi o coś takiego...mówiłaś o tym sklepie Triumpha (choć tam pewnie też facet był sprzedawcą ), ale ...czy były takie miejsca, w których było tak zwyczajnie. Tak jak w wielu podobnych na świecie? Mówiłaś troszkę o Dheli, że niby tak, ale jakoś sztucznie.
Mogłabyś tam zostać, np. na rok? Czy da się przyzwyczaić, czy to jednak bardzo szokujące kulturowo?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
STALKER
drzewo morelowe


Dołączył: 30 Lip 2008
Posty: 4098
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 346 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 10:16, 16 Kwi 2009    Temat postu:

Ja wiem o czymś niezwykłym w Deli , jak Mati pozwoli to mogę napisać i nawet fotkę wkleić... oops oops

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mati.
criatura na końcu czasu


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 8185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1207 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 10:18, 16 Kwi 2009    Temat postu:

..Odpowiadając na Twoje pytanie Ill..

..zaplanowałam wycieczkę nie przesadzając ze szczegółami. Raczej elastycznie w razie ‘draki’. Przylot miałam do Delhi, gdzie wedle mojej informacji znajduje się pełno różnych tańszych hotelików i zasadniczo z miejscem nie ma problemu. Kiedy wyszliśmy z lotniska cały mój bezplan legł w gruzach. Okazało się, że to, co nas przywitało na zewnątrz jest niewyobrażalne. Normalność.. uhm..
Podróżując miesiąc po tym kraju po raz pierwszy i ostatni ‘normalność’ w naszym pojęciu poczułam właśnie w stolicy Indii, dopiero przed wyjazdem. Była to jednak namiastka normalności. Normalnie wyglądały ulice, wysokie budynki, wieżowce. Umiarkowanie czyste były stacje benzynowe i obszary centrum. Oczom ukazywały się zachodnie sklepy i kobiety ubrane tak, jak te u nas. Nawet na skrzyżowaniach samochody zatrzymywały się na czerwonym, co w pierwszym momencie wprawiło nas w osłupienie, bo przyzwyczajeni do niezasad próbowaliśmy przeciskać się między jeżdżącymi pojazdami.

Do Delhi dojechaliśmy pociągiem, jadąc całą noc tysiąc kilometrów. Niczym nowym nie były widoki z okna. Śmietnisko na wjeździe, slumsy i panowie stojący przy murach. Ulica przy której mieszkaliśmy znajdowała się dosłownie 20 metrów od stacji kolejowej, ale daleko jej było do ulic, jakie w kolejnych dniach przyszło nam przemierzać po mieście. Nasza uliczka, zwana Main Bazar faktycznie była bazarem. Gliniana, zaśmiecona, pełna sklepów, sklepików, bocznych wąskich uliczek, tłumów ludzi, ryksz i motoriksz.. Samochody mijały nas na niej rzadko, bo zwyczajnie nie było tam dla nich miejsca. W nocy, przed naszym przyjazdem, musiało padać, bo na Main Bazar stopy topiły się w miękkim błocie. Delhi to miasto rozwijające się, jednak odniosłam wrażenie, że cały ten ‘zachód’ jest naciągany i nienaturalny.. że jedynym powodem dla którego wygląda tak jak wygląda jest fakt, że to stolica a nie z natury rzeczy.. Z natury rzeczy Indie to nie całkiem to, co się o nich myśli..

[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

Pewien mój kolega, poradził mi, żebym nie pisała za dużo o tym smrodzie i śmieciach.. zasadniczo w głowie mam teraz swoją wizję Indii sprzed wyjazdu i po powrocie tutaj. Ta pierwsza jest niezwykła, uduchowiona, spokojna, słoneczna i ‘normalna’ tzn. nie biorąca pod uwagę faktu, że może tam być inaczej niż u nas.. Po powrocie ta wizja całkiem się zmieniła. Zmieniła się już po kilku dniach, kiedy okazało się, że wszędzie jest tak samo. Prowizorycznie, biednie, brudno i śmierdząco.. Niestety, takie są realia jak bardzo byśmy nie chcieli o nich wiedzieć i przeczytać coś natchnionego na temat tego kraju. Nie zmienia to faktu, że Indie mają wiele fajnych miejsc, które z przyjemnością zwiedzałam.. ale jest to ich spuścizna z czasów starożytnych.. To, co zbudowali później nie różni się niczym od tego, co mają teraz.. i jeżeli ktoś chciałby znaleźć ukojenie ducha w Indiach powinien znaleźć sobie miejsce w Ashramie buddyjskiej, u mnichów i spędzić tam co najmniej miesiąc ćwicząc jogę, pracując przy myciu podłóg w świątyniach i medytując o piątej rano.. Miałam nadzieję, że można to osiągnąć podróżując po tym kraju. Okazało się to niemożliwe z wielu przyczyn, dlatego skupiłam się na wchłanianiu otoczenia takim, jakim jawiło się za każdym zakrętem.

Podsumowując: prawdopodobnie mogłabym pomieszkać tam dłużej, gdybym miała zajęcie jakieś, ale w tej chwili wiem, że nie chciałabym tego. Jestem wygodna, lubię czystość i ten wachlarz możliwości jaki dają mi nasze dobra materialne, które sobie gromadzimy. Może gdybym posiedziała tam dłużej moje nastawienie zmieniłoby się. Mam kolegę, takiego z gadu-gadu, którego znalazłam przez Jego bloga. Ów chłopak pracuje w Kolkacie już dość długo, bo jakieś dwa i pół roku.. kiedy opowiadałam mu o moich przeżyciach i o tym, co mną wstrząsnęło powiedział mi, że po jakimś czasie tego się już nie zauważa.. tych śmieci, tej prowizorki, tego brudu.. Bardzo możliwe, że tak jest.. w zasadzie na pewno tak jest skoro On tak powiedział, ale ja patrzyłam na ten świat oczami osoby ‘wyjętej wprost ze sterylnego świata materii’ z głową pełną siebie stąd, w czystych, wyprasowanych spodniach i z balsamem w plecaku.. i wszystko porównywałam chcąc nie chcąc.. Z jednej strony miesiąc to długo, ale z drugiej miesiąc to nic.. Przez ten miesiąc albo nabierasz apetytu na więcej, bo czujesz, że to mało żeby poznać, poczuć, docenić to co tam jest albo uciekasz i nigdy nie chcesz wrócić. Mnie takie refleksje dopadają dopiero teraz. I wiem już, że chciałabym tam wrócić, w inny rejon, na dłużej…

[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

Resztę zdjęć z Delhi wkleję przy okazji kolejnej opowiastki

Stalowy
ja tego oczekuję..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
STALKER
drzewo morelowe


Dołączył: 30 Lip 2008
Posty: 4098
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 346 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 10:48, 16 Kwi 2009    Temat postu:

Hmmm nie mogę nic znaleźć w necie ( może źle szukam ? ) , napiszę sam wieczorem

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mati.
criatura na końcu czasu


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 8185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1207 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 11:08, 16 Kwi 2009    Temat postu:

STALKER napisał:
Hmmm nie mogę nic znaleźć w necie ( może źle szukam ? ) , napiszę sam wieczorem


tylko sam.. wtedy to jakby smakuje inaczej..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mati.
criatura na końcu czasu


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 8185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1207 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 19:53, 16 Kwi 2009    Temat postu:

..tak, więc nasz pobyt w Varanasi dobiegł końca. Nie mieliśmy zarezerwowanego żadnego hotelu i nie całkiem byliśmy pewni dokąd pojechać dalej. Otworzyłam przewodnik, najlepszy jak można było dostać, „Lonley Planet” – jest w nim wszystko, czego potrzeba podróżnikom amatorom: miasta i miasteczka wraz ze zdjęciami i planami, hotele tanie, średniej klasy i te z najwyższej półki. Ceny niektórych podane zostały w dolarach, bo na ceny w rupiach nie starczyłoby miejsca. Wylistowane restauracje, knajpki i bary w których można było bezpiecznie zjeść, bo pamiętać należy o tym, że jedzenie w Indiach wiąże się z ryzykiem zachorowania na żołądek. Jeden z moich kolegów dał mi przed wyjazdem trzy rady: nie ufaj nikomu – co wzięłam sobie głęboko do serca, nie jedz mięsa na ulicy i targuj się o wszystko. Biedak miał przykre doświadczenie z jedzeniem na ulicy, bo jak powiedział: zjadłem raz a potem przez trzy tygodnie po każdym posiłku mogłem odliczać 5,4,3,2,1 i…. łazienka. Wiem, że musiało być mu ciężko, bo łazienki nie zachęcają do odwiedzin, zwłaszcza przy rozstrojach żołądka..

Jedliśmy jednak na ulicach, ale tylko dobrze wysmażone potrawy wegetariańskie. Najczęściej były to tzw. Samosy,



czyli ciasto przypominające kruche – francuskie z farszem w środku. coś jak pierożki i fasola z chapatti (cos w rodzaju pit) i chilli.. Na szczęście nie mieliśmy podobnych problemów.
Przyznać należy, że jedzenie indyjskie jest rewelacyjne a do ich smaku przyczyniają się między innymi przyprawy, garam masala, curry, papryczki, kardamon, pieprz, kminek, cynamon, świeży imbir.. Niesamowity smak ma mięso doprawione cynamonem – polecam. Hindusi jedzą głównie wegetariańskie, a jeżeli chcą nie wegetariańskie to wcinają kurczaki albo kozy i owce.

Skoro zaczęłam o jedzeniu to pociągnę ten temat.

Głównymi składnikami ich dań są warzywa smażone, duszone, gotowane.. marchewka z kapustą, pomidorami, świeżym szpinakiem, dużo cebuli i czosnku, bakłażany i kabaczki oraz soczewicę, fasolę i świeży groszek.. Robią z nich placki w kruchym cieście a la naleśnikowe, ale mieszają mąkę pszenną z żytnią, kukurydzianą i chlebową. Jedzą ryż i dużo kartofli pod wieloma postaciami i co więcej łączą ciasto naleśnikowe z nimi. Nie sądziłam, że potrawy bezmięsne mogą być tak dobre i nie sądziłam, że wytrzymam miesiąc bez mięsa, jednak widząc jak wygląda rzeźnia odeszła mi cała ochota na jedzenie mięsa.

Szliśmy ulicą. Mijaliśmy ciąg sklepików, które jak opisałam wcześniej, mieszczą się we wnękach budynków. Podobnych do naszych garaży, ale zdecydowanie płytszych. Było słonecznie a z nieba lał się żar. Ciuchy, słodycze, ‘garaż – bar’ coś jak nasz Fast-food, rzeźnia, ciuchy, spożywka…… wróć! Rzeźnia!!! I znowu wnęka w budynku a tuż przy ulicy nad rynsztokiem wiszą dopiero co obrane ze skóry kozy. Trzy były, a ich głowy leżały na ziemi wewnątrz. Rzeźnik dysponował pniakiem i tasakiem. Cały jego rzeźnicki sprzęt. Wszystko byłoby ładnie – pięknie, bo mięso świeże..??? właśnie.. jak świeże? Trudno było to stwierdzić, bo krwawe mięso kóz oblepione było muchami, których nikt nie gonił. Jak długo tak wisiały póki ktoś ich nie kupił? W tym skwarze, pyle, na słońcu? Krew spływała strumieniem wprost do rynsztoka i płynęła dalej wzdłuż ulicy. Chyba nie czułam już smrodu nawet. Byłam… uhm.. ciężko mi określić jakie uczucia mną wtedy targały. Widok był przeokrutny.. i ten rzeźnik cały we krwi.. Takie widoki odbierają zdecydowanie ochotę na mięso a takich rzeźników w okolicy widziałam kilku i każdy wyglądał tak samo. Już nawet nie chce mi się wspominać o śmieciach.. Wracając do hotelu kupiliśmy na ulicy cztery samosy i flaszeczkę i oddaliśmy się przyjemności smakowania farszu z soczewicy, fasoli i grochu z kartoflami w chrupkim cieście i upijaniu się indyjską wódką.. Wielu potrawom towarzyszą sosy. Dwa z nich udało mi się nawet zrobić w domu. Jeden z przecieru z mango z chilli a drugi z jogurtu naturalnego z ogórkiem świeżym, cebulką, korniszonami, z kminkiem i garam masalą.. Do smażonych bakłażanów najlepszy jest sos w którego skład wchodzą orzeszki ziemne smażone z kminkiem i chilli i wymieszane z jogurtem naturalnym i śmietaną.. Oczywiście wszystko, wedle własnego smaku można doprawiać solą. Wystarczyło 10 rupii, żeby zjeść na pół dnia. Nadmienię, że sto rupii to siedem złotych.. w restauracjach potrawy są bardzo sycące a tych lżejszych dostaje się na tyle dużo, że po takim daniu długo jeść się już nie chce.
Jadaliśmy zwykle w kole jedenastej przed południem. Zamawiałam sobie ryż z warzywami, dostawałam cały, duży talerz, popijałam piwem i miałam niezłą korbę, ale bez korby słabo ogarnąć to wszystko. Z tego wszystkiego najdroższe było piwo.

Ser paneer podawany był w daniu nazywanym paneer Kofta.



To taka nasza mozarella w sosie ze zmiksowanego bakłażana mocno przyprawione a do tego dostawałam dwie chapatti.. Hindusi mają ten zwyczaj, że wszystko jedzą rękami. Wygląda to mniej więcej tak, że urywają taki miękki chlebek, łapią nim kawałki sera i wkładają całość do ust. Wszystko jest w sumie dość ostre, ale tak smaczne, że szkoda dawkować sobie ilość tego chilli, prosząc o „not spicy’.

Puri bahji



to również danie bezmięsne zawierające głównie kalafiora, kartofle, fasolę i marchew. Wszystko w sosie własnym. I to też jada się z chapatti, ale dodatkowo podawany jest do tego jogurt naturalny dla złagodzenia ostrości. Dawno tak dobrze nie jadłam i dawno nie czułam takiej sytości po tak niewielkiej, wydawałoby się, ilości potrawy. Dodatkowych drobiazgiem, który Hindusi regularnie stosują w kuchni są orzeszki: pistacjowe, ziemne, nerkowce, migdały, włoskie.. Zwykle podsmażają je i dodają do większości potraw. Tę opcje również polecam, Zdecydowanie wzbogaca i urozmaica potrawę. Orzeszki można dodawać do wszystkiego. Do kartofli, ryżu, warzyw.. Przy minimalnym nakładzie pracy można stworzyć coś naprawdę smacznego. Wracając do przypraw, garam masala to mieszanka przypraw, które w większości można kupić u nas. Składa się z kolendry, kminku, czerwonej chilli, pieprzu, orzeszków zmielonych, imbiru, kardamonu, musztardy, czosnku, cebuli.. czasami mięty i curry.. choć curry zwykle dodawana jest jako osobna przyprawa..

Spacerowaliśmy ulicami po bazarkach pełnych jedzenia, przechodziliśmy całe ulice warzyw i owoców, ale nigdy nie kupiłam nawet najmniejszego jabłka czy garści winogron. Przyczyna była oczywista, wszystko było polewane wodą ‘z Gangesu’. I w tym momencie opowiem jedną przykra sprawę, która mnie spotkała.
.. Byliśmy w Bodhgai, mieście mnichów buddyjskich.
To co? Arbuza?
Jasne!.. dawno nie miałam takiej ochoty na jakiegoś owoca.
No i zjadłam. Całą połowę.
Następnego dnia wyjeżdżaliśmy do Delhi. Mieliśmy bilety na nocny pociąg, więc zasadniczo byłam zadowolona, bo w perspektywie miałam całą noc spania w pociągu, co nigdy nie stanowiło dla mnie problemu. Potrafię spać wszędzie. Niestety, ta podróż na długo zostanie w mojej pamięci. Po dwugodzinnym opóźnieniu i totalnej niepewności przyjechał wreszcie nasz pociąg. W informacji mówili za każdym razem: za 10 minut. K…a! oni chyba nie znają innej miary czasowej. Czekaliśmy więc na peronie, siedząc na plecakach i przyglądając się wszystkiemu i wszystkim. A działo się sporo. Krowy spacerujące po peronie to nie była już nowość, psy goniące szczury po torach, mężczyźni ukazujący swoje penisy załatwiając sprawy na torach, ludzie koczujący na ziemi i szczury biegające wzdłuż ściany po wielkich umywalach z wodą… i znowu te ichnie ‘krzaczki’ informujące, że pociąg ‘X’ spóźnia się pięć godzin.. i ten nasz jeden, jedyny pociąg na którym nie było ani jednago oznaczenia. Wsiedliśmy nie wiedząc czy wsiadamy do dobrego pociągu. Dopiero facet w środku uświadomił nas, że wsiedliśmy dobrze. Ufff.. Znaleźliśmy swoje miejsca dumnie zwane sypialnymi i wymościliśmy sobie posłania. No i zaczęło się.. zgasły światła, bo była to północ. Czułam jak ręce mi puchną. Minęła chwila i zaczęło się swędzenie. Tak przeraźliwe swędzenie, że nie życzę podobnego nawet wrogowi.. Zwinęłam całe posłanie i wyrzuciłam w kąt, bo wydawało mi się, że może to było przyczyną. Prane w róznych wodach i róznych chemikaliach...Swędzenie jednak nie ustawało, co więcej, było coraz gorzej. Swędziały mnie już ręce, dłonie i łydki. Próbowałam się położyć i zasnąć. Niestety, bezskutecznie. Zaczęła swędzieć mnie głowa. Przez myśl przeszło mi nawet czy aby nie mam wesz. Po pół godzinie drapałam się już wszędzie z wyjątkiem twarzy. Szyja, ręce, kark, ramiona, nogi.. Drapałam się tak kolejne sześć godzin, do świtu. Siedząc z nogami podkulonymi na najwyższym miejscu myślałam, że zwariuję. Kiedy wzeszło słońce i w wagonie zrobiło się jasno spojrzałam na swoje dłonie. Były jak jednak wielka serdela. Tłuściutkie paluszki połączone razem mimo, że nie złączyłam palców, całe pokryte czerwonymi plamami. W miejscu, gdzie zwyczajowo mam kości pojawiły się dziurki. Nogi spuchnięte, szyja czerwona. I cały czas swędziało. Tej nocy przeżyłam prawdziwe piekło. Nigdy wcześniej coś podobnego mnie nie spotkało, więc byłam przerażona. I jeszcze ten facet śpiący obok, swobodnie jakby był u siebie puszczał na luzie bąki. Myślałam, że oszaleję. Łazienka w takim stanie, że psychiczna blokada zadziałała pomyślnie. Na szczęście nawet do głowy mi nie przyszło, żeby do niej pójść. Kiedy Wszyscy się już pozbierali zeszłam na dół i położyłam się na jednym z dolnych miejsc. Przestało swędzieć, więc wykorzystałam ten moment na krótką drzemkę. Potem dostaliśmy śniadanie a za moment przywitały nas przedmieścia Delhi i tradycyjne obszczymury.. Byłam półprzytomna, spuchnięta i pokryta plamami. Marzyłam o jednym. Wyjść z tego pociągu, kupić tabletki antyalergiczne, wziąć prysznic – może być zimny – i położyć się do łóżka. Tak też się stało. Spierniczałam z peronu tak szybko, że ludzie idący naprzeciwko sami uciekali mi z drogi… Musiałam wyglądać jak europejski potwór…

może to przez arbuza? może jakieś pluskwy mnie pogryzły? jakaś delikatna jestem - do jasnej cholery..
e> nauczka na przyszłość - zawsze zabierać ze sobą coś na alergię..


Post został pochwalony 2 razy

Ostatnio zmieniony przez Mati. dnia Czw 20:22, 16 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
STALKER
drzewo morelowe


Dołączył: 30 Lip 2008
Posty: 4098
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 346 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 10:47, 17 Kwi 2009    Temat postu:

Na przedmieściach Delhi, stolicy Indii, wśród ruin budowli Kutub Minar stoi żelazna kolumna ośmiometrowej wysokości. Stoi tak sobie prawie od tysiąca sześciuset Iat i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie pewien zaskakujący i trudny do wytłumaczenia fakt: ten żelazny słup jest w ogóle nie podatny na korozję.



Wszystkie wykonane przez człowieka żelazne przedmioty w większym lub mniejszym stopniu zżerane są przez rdzę, co jest jednym z poważniejszych problemów technicznych współczesnej cywilizacji. Oczywiście, nowoczesna technologia zna sposoby wytwarzania nierdzewnej stali, ale są one całkiem świeżej daty. Nic nikomu nie wiadomo, by ponad półtora tysiąca lat temu ktoś potrafił wytwarzać żelazo odporne na korozję. Odkrywane przez archeologów żelazne przedmioty każdorazowo pokryte są rdzą, a mnóstwo innych zabytków przeszłości z powodu korozji po prostu się rozpadło. Tymczasem żelazna kolumna z Delhi drwi sobie z korozji, zmuszając do zrewidowania naszej wiedzy na temat metalurgicznych umiejętności naszych przodków.


Kolumna została zbudowana prawdopodobnie około 415 roku nowej ery przez króla Kumaraguptę I na część jego ojca Czandragupty II. Zachowany do dziś walec był jedynie cokołem, na którym stał posąg Garudy - człowiekoptaka, rumaka boga Wisznu. Co się stało z posągiem Garudy i czy również on wykazywał odporność na rdzewienie, nie wiadomo. Zniknął gdzieś w mrokach historii i ocalał tylko cokół, dostarczając trudnej do rozwiązania zagadki.

Starożytni Hindusi byli ludźmi pod wieloma względami zacofanymi technicznie, ale ich wiedza metalurgiczna musi zadziwiać. Mnich buddyjski Fa Sien, podróżujący po lndiach w V w.n.e., donosił, iż mieszkańcy tego kraju posługują się żelaznymi łańcuchami, na których zawieszają mosty.

W czasach rzymskich lndie były jednym z dwóch najbardziej rozwiniętych ośrodków metalurgicznych ówczesnego świata. Drugi znajdował się na terenach dzisiejszej Austrii. To właśnie z Indii wysyłano do Damaszku sztaby żelaza, z którego sporządzano słynną stal damasceńską, dzięki której niejedna armia odniosła zwycięstwo nad wojskami wyposażonymi w żelazne klingi gorszej jakości.

W jaki sposób dawni mistrzowie hinduscy potrafili produkować żelazo odporne na korozję?

Niektórzy uczeni tłumaczą zaskakującą właściwość kolumny Kumaragupty I niezwykłą czystością użytego do jej budowy żelaza (co nie jest wszak żadnym wytłumaczeniem, ponieważ właśnie chodzi o to, w jaki sposób przed wiekami potrafiono wytwarzać tak czyste żelazo) w połączeniu z suchym klimatem. Suchy klimat także wzbudza sprzeciw, jako że klimat Indii wcale nie jest taki suchy, zważywszy na często zdarzające się tam ulewne deszcze. Wszystkie inne żelazne obiekty na terenie Indii są podatne na korozję, mimo iż znajdują się w takim samym klimacie, a więc diabeł nie tkwi w klimacie, Iecz w czym innym.

Zdumiewającą odporność na korozję cokołu Garudy próbowano też tłumaczyć jakąś reakcją chemiczną, zachodzącą między żelazem a potem tysięcy rąk wiernych dotykających kolumny. Wyjaśnienie to również nie wygląda najlepiej, ponieważ nawet najbardziej wierny z wiernych nie jest w stanie sięgnąć dłonią na wysokość ośmiu metrów, a kolumna jest odporna na korozję na całej swojej długości.





Nierdzewna kolumna Kumaragupty I nie doczekała się porządnych badań naukowych, nie bardzo więc wiadomo, czy została ona odlana, czy też sporządzono ją na drodze zespolenia określonej liczby żelaznych kręgów, które po wygładzeniu połączono ze sobą, tworząc coś w rodzaju Iekko zwężającego się ku górze walca. Gdyby kolumna została odlana, byłoby to tym bardziej zdumiewające, gdyż trudno uwierzyć, by metalurdzy sprzed półtora tysiąca Iat byli w stanie odIać dziesięciotonowy walec z nierdzewnego żelaza.

Żeby zamienić żelazo w płyn, potrzebna jest temperatura 1530oC. Aż do XIV wieku znane były tylko prymitywne piece dymarki, niezdolne do zamiany żelaza w płyn. Temperatura, którą wytwarzały, była w stanie zamienić twarde żelazo w brudną, ciastowatą masę, z której niepodobna uzyskać żelaza przyzwoitej jakości.

Znana nam technologia dopiero w XVIII wieku umożliwiła roztopienie rudy żelaza do stanu płynnego, jednakże wchodziły tu w grę jedynie ważące kilkadziesiąt kilogramów bryły, a nie masa o wadze około dziesięciu ton. Nawet dziś, pod koniec XX wieku, trudno u zyskać (o ile to w ogóle możliwe) niepodatne na korozję żelazo metodą prostego odlewania "na wolnym powietrzu", zatem trzeba by właściwie przyjąć, że zagadkowa kolumna Kumaragupty I nie została wykona na techniką odlewniczą


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mati.
criatura na końcu czasu


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 8185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1207 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 21:17, 17 Kwi 2009    Temat postu:

.. to może wybierzmy się na Tygrysy!!!..

W drodze z Jaipuru do Agry zatrzymaliśmy się w Ranthambhore. Na miejscu ustaliliśmy, że następnego dnia o piątej rano ruszymy do dżungli.. Miasteczko było wyjątkowo nieatrakcyjne. Jedno skrzyżowanie i cztery ulice, każda w swoja stronę. Żadnych zabytków, ani pół miejsca dla relaksu, żadnej knajpki.. nic.. Nasz hotel stał na skraju miasteczka, więc jedynym plusem był brak dzikich tłumów w okolicy. Hotelik zwyczajny. Pokój brzydki z oknami wychodzącymi na korytarz. Łazienka nawet czysta, w porównaniu z innymi jakie widzieliśmy. Pokój ciemny a łóżko krótkie. Na szczęście w ogrodzie była restauracja i nieduży basen, w którym jednak nie odważyłam się wykąpać. Ale otoczenie było przyjemne. Bujna zieleń bluszczy pnących się po ścianach przyciągała kolorowe motyle i małe ptaszki, które gabarytami przypominały nasze wróble.. Gdzieś tam pod ścianą przemknęła parka szczurów a po środku różnymi kolorami mieniły się kwiaty. Widok był kojący. Mieliśmy gdzie usiąść i … nie robić nic. Jako, że przyjechaliśmy tam po południu zbliżała się godzina kolacji. Wybrałam zupę ze słodkiej kukurydzy, ale była to raczej wodnista kalafiorowa. Do tego dwa piwa ośmio procentowe i do łóżka. Mieliśmy spędzić tam trzy dni!.. To był poroniony pomysł jak się okazało następnego dnia.



[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

..każdej nocy miałam kosmiczne sny. Śniły mi się całe filmy z udziałem osób o których pomyślałam w ciągu dnia. Zdarzało się, że niektórzy z Hindusów mieli w sobie coś z ludzi, których znam. Wystarczyła mina, spojrzenie, grymas, fryzura, ruch ręką, które przyporządkowywałam różnym osobom. W pewnym momencie mogłam ‘obstawiać’, że ta osoba przyśni mi się tej nocy. Zaskakujące było to, że moje podejrzenia sprawdzały się. Śniłam o nich wszystkich. Śnił mi się Mel Gibson, z którym spacerowałam po uliczkach miasteczek górskich i którego zbeształam za starczy wygląd, powodowany długimi włosami i zarostem. Śniło mi się kosmiczne lotnisko, które zbudowane było jak w filmie ‘Piąty element’ na wysokościach, na słupach, w przestrzeni.. Śnił mi sklep pełen strojów kąpielowych, które przymierzałam. Śnili mi się mężczyźni mojej przeszłości i kobiety z chwili obecnej. Dzięki tym snom czułam się lepiej, czułam się w jakimś sensie połączona z rzeczywistością, moją rzeczywistością polską. Z Melem jeździłam konno i ścigałam się dudniąc podkowami po kamiennej nawierzchni. A potem on mnie szukał, bo nie chciałam być jego kobietą. Nie z tej ziemi. Przecież Mel Gibson wcale mnie nie kręci..

..o 4:45 zadzwonił telefon. W słuchawce odezwał się zarządca hotelu z pobudką. Na zewnątrz było ciemno, w pokoju było ciemno, w głowie szumiało. Ubraliśmy się myjąc tylko zęby i poszliśmy na śniadanie. O piątej rano było jeszcze zimno. Wzięłam ciepłą bluzę i wyszliśmy na zewnątrz w oczekiwaniu na wieloosobowy, otwarty wóz. W końcu przyjechał. Załadowany innymi żądnymi zobaczenia tygrysów. Ruszyliśmy w kierunku Parku. Jechaliśmy nierówna ulicą podskakując na wybojach. Wiatr zawiewał chłodem. Było nieprzyjemnie. Czekałam z niecierpliwością na słońce i kojące ciepło. Po drodze zatrzymaliśmy się dwa razy zabierając resztę podróżników i po niedługiej chwili dotarliśmy na miejsce. Nie zdziwił nas fakt, że tuż przed wjazdem pojawili się handlarze pamiątkami. T-shirty z wizerunkiem tygrysów, czapeczki i pare innych drobiazgów. Razem z nami do rezerwatu wjechało jeszcze parę wozów i jeepów, tak więc ekipa była solidna.

[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

Słońce powoli podnosiło się ponad wzniesienia, łaskocząc mnie po twarzy. Poczułam ciepło. Przy wjeździe, koło małego domku pomalowanego na czerwono z wizerunkami małp i innych zwierzat drapieżnych zatrzymaliśmy się ponownie.



W czasie, kiedy nasz przewodnik załatwiał coś ze strażnikami mogliśmy spokojnie nacieszyć się wypłowiałą zielenią drzew i krzaków i oglądać kolorowe ptaki przysiadające na ‘klatce’ wozu. Duże, pomarańczowo-czarne nie bały się ani trochę. Siadały na wyciągniętych rękach i przyglądały się z zaciekawieniem oczekując na coś dobrego.



Z drugiej strony biegały małpy, które wskakując na drzewa kołysały gałęziami i patrzyły na ciekawskich ludzi. Jedna z nich wskoczyła do jeepa stojącego tuż obok i próbowała zabrać jakąś siatkę z jedzeniem jednego mężczyzny. Ten przerażony, zaczął krzyczeć i machać rekami a kiedy małpa dała dyla odetchnął z ulgą.



Wyglądał tak komicznie, przerażony, że ryknęliśmy śmiechem po czym ruszyliśmy dalej ku… przygodzie. Jechaliśmy drogą w wąwozie pnąc się do góry. Po jednej stronie wysokie wzniesienia zarośnięte były krzakami a po drugiej ciągnęło się wyschnięte koryto rzeki. Wielkie głazy, które spadły z góry leżały wszędzie wkoło czyniąc krajobraz groźniejszym. Po krótkiej chwili zobaczyliśmy stojący przed nami samochód. Tiger! Tiger! Krzyknął ktoś z tłumu i kiedy nasz wóz się zatrzymał Wszyscy ruszyli do przodu. Faktycznie. Tuz przed nami na drodze spokojnie spacerował wielki tygrys. Podszedł do drzewa i ocierał się leniwie o korę, po czym nie przejmując się zupełnie podniecona gawiedzią ruszył powoli przed siebie.



Udało mi się pstryknąć trzy bardzo nieudane fotki, ale moje miejsce było na tyle oddalone od obiektu, że nie miałam możliwości przebić się przez innych. Patrząc tak zastanawiałam się czy to jedyna okazja.. Jak się potem okazało to była jedyna okazja i cieszę się, że choć w marnym stopniu, ją wykorzystałam. Potem było już tylko zwiedzanie utartego szlaku i oglądanie różnych gatunków saren, ptaków i małp. Sarny stanowiły pożywienie dla 40 tygrysów żyjących w rezerwacie.



Był nawet krokodyl, którego nie udało mi się wyłapać moim małym obiektywem, bo zwyczajnie był za daleko. Dotarliśmy do wody, gdzie z całą pewnością ukojenie swoich przyrodniczych żądzy mieliby ornitolodzy.



Było pięknie i bardzo spokojnie. Po drodze widziałam pawie, ale niestety żaden nie chciał się wkurzyc na nas na tyle, żeby rozłożyć swój kolorowy ogon. W pewnym momencie zatrzymaliśmy się w połowie drogi, bo jakiś jeleń stał między drzewami. Przewodnik podszedł do krawędzi wozu i powiedział ‘ look!! Here!! Tiger’s droppings’.. no i Wszyscy rzucili się w ślad za nim podziwiać tygrysie gówno. Myślałam, że umrę ze śmiechu. Ta poprawność i kultura. Nie ‘Tiger’s shit’ lecz ‘tiger’s droppings’.. w dodatku przypadkiem tuż obok nas.. To było coś.. Dojechaliśmy do miejsca, gdzie można było rozprostować kości, ewentualnie zapalić, lub udać się do dumnie wyłaniającej się zza drzew łazienki. Potem pozostał już tylko powrót. Na szczęście słońce wzeszło już wysoko i zrobiło się nareszcie gorąco.



Wyjeżdżając przejeżdżaliśmy przez tę samą łukowatą bramę



Kiedy wróciliśmy do hotelu, zostawiając po drodze część towarzyszących nam ludzi, pan w recepcji zachwycony stwierdził, że mieliśmy wyjątkowe szczęście, że za pierwszym razem zobaczyliśmy tygrysa. W zasadzie chyba miał rację, bo na 32 tysiącach kilometrów kwadratowych na których mieszka zaledwie 40 tygrysów to albo był fart, albo ‘Zdzisiek’ z budki strażników wydzwonił ‘Wieśka’ i rzekł ‘jadą białasy, wypuść Lucy’ .. w tym kraju jest to tak prawdopodobne jak to, że pociąg spóźni się co najmniej dwie godziny. Czyli – normalka.
Poszliśmy do pokoju wziąć upragniony prysznic, tym razem w zimnej wodzie, zmyć z siebie kurz, bród i smród. ‘Co tu dalej robić w tym ‘umarłym’ miejscu?.. Ruszyliśmy spacerem przed siebie, w kierunku jakiejś cywilizacji.



Po lewej śmieci i wyschnięte koryto i zapyziała knajpa. Po prawej hotele i fryzjer. Ulicą spokojnie spacerował osioł i mijały nas zdezelowane Machindry. Jedno jest fajne, tylu terenowych aut dawno nie widziałam. Machindra to indyjski wynalazek zbudowany na wzór amerykańskiego Jeepa Willysa. Ależ miałam ochotę na przejażdżkę tym czymś. Patrzyłam tylko i wyobrażałam sobie wycieczkę po indyjskich bezdrożach właśnie Machindrą.. Nieważne, byleby miała dwa napędy. I znowu po lewej sterta śmieci a tuz obok przykucnięta pani. Mijalismy ludzi, którym głowy obracały się o 360 stopni wodząc za nami wzrokiem. Byliśmy już tak oswojeni z tym widokiem, że nie zwracaliśmy na to uwagi. Było jednak coś, co widzieliśmy po raz pierwszy. Wzdłuż ulicy ciągnął się wybetonowany rów….



Wizytówka tego miejsca..


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
bobro
gryźliwy behemot


Dołączył: 15 Paź 2006
Posty: 20179
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: z boku trochę
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 21:21, 17 Kwi 2009    Temat postu:

świnka

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mati.
criatura na końcu czasu


Dołączył: 16 Cze 2008
Posty: 8185
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1207 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 21:28, 17 Kwi 2009    Temat postu:

..dzika Blue_Light_Colorz_PDT_02
ale może znaleźlibyście wspólny język..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum po 30-tce Strona Główna -> Travel Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 11, 12, 13  Następny
Strona 6 z 13

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin